Mamy wreszcie upragnione, bo pierwsze zwycięstwo w 2023 roku. Po serii trzech domowych porażek, przełamaliśmy się na wyjeździe, a konkretnie w Gliwicach.
Nareszcie. Nasza zła seria dobiegła końca. Choć nie bez problemów, pokonaliśmy w Arenie Gliwice podopiecznych trenera Marosa Kovacika. Co ważne, była to nasza druga w sezonie wygrana z tym rywalem, co sprawia, że w ostatecznym rozrachunku ten aspekt może okazać się bardzo istotny na koniec sezonu. W sobotni mecz weszliśmy całkiem nieźle i po pierwszej kwarcie prowadziliśmy różnicą 5 „oczek”.
W drugiej kwarcie trwała z kolei walka niemalże kosz za kosz. Obie drużyny nie miały większych przestojów, ale to gospodarze byli lepsi w tej części, choć minimalnie. Drużyny udawały się do szatni przy wyniku 42:45, więc przed zmianą stron ostateczne rozstrzygnięcie pozostawało w pełni sprawą otwartą. W trzeciej kwarcie jednym i drugim nie brakowało szans na to, by odskoczyć, ale żadna z ekip nie potrafiła tego zrobić.
Mimo wszystko to jednak gospodarze mieli przewagę w tej części. Na 25 sekund przed końcem punkty zdobył Patryk Wilk i tablica pokazywała wynik 65:59 dla GTK, co było najwyższym prowadzeniem gliwiczan w tym meczu. Odpowiedział na to jednak jeszcze Igor Wadowski i mieliśmy do odrobienia cztery punkty w ostatniej kwarcie.
Decydujące dziesięć minut zaczęło się jednak dla nas bardzo źle, bowiem już po 10 sekundach piąty faul popełnił Myke Henry… I wtedy sprawy w swoje ręce wziął Daniel Szymkiewicz. Dwie szybkie trójki naszego zawodnika wyprowadziły nas na prowadzenie 67:65, ale już po chwili tym samym odpowiedział Mateusz Szlachetka.
Trudno też nie odnotować piątego faulu Kamari Murphy’ego, co spowodowało, że gospodarze pod koszem pozostali tylko z Jure Skificiem, gdyż w meczu z nami nie grał Filip Put. Ale wspomniany Chorwat i Earl Rowland do samego końca także musieli uważać, bo w czwartej kwarcie mieli po cztery przewinienia. Podobnie zresztą i my, a konkretnie Paulius Petrilevicius i Nathan Cayo. Cała wspomniana czwórka uniknęła jednak przedwczesnego opuszczenia parkietu.
Piąty faul Murphy’ego był jednak bardziej kosztowny dla gospodarzy, aniżeli dla nas limit przewinień Henry’ego. Od momentu, gdy środkowy GTK zszedł na ławkę, odskoczyliśmy na 77:71, co było m.in. zasługą Pauliusa Petrileviciusa, wykorzystującego luki podkoszowe wśród rywali. Gospodarze jednak nie odpuszczali i na nieco ponad minutę przed końcem, po dobrej akcji Malachi Richardsona, przegrywali 82:84. To jednak wszystko, na co koszykarzy trenera Kovacika stać było w tym meczu.
Ostatnie pięć punktów w spotkaniu zdobyliśmy my, a konkretnie Nathan Cayo i - ustalając wynik meczu na 89:82 dla nas - Mike Smith, który skutecznie przymierzył z dystansu na pół minuty przed końcem.
Tauron GTK Gliwice – Enea Abramczyk Astoria Bydgoszcz 82:89 (17:22, 25:23, 23:16, 17:28)
Tauron GTK: Malachi Richardson 21 (10 zb.), Jure Skifić 14, Earl Rowland 11, Kamari Murphy 8, Szymon Ryżek 1 - Mateusz Szlachetka 13, Terrance Ferguson 7, Patryk Wilk 7, Aleksander Busz 0.
Enea Abramczyk Astoria: Paulius Petrilevicius 20, Daniel Szymkiewicz 15, Mike Smith 14, Benjamin Simons 13, Myke Henry 7 - Nathan Cayo 11, Igor Wadowski 7, Aleksander Lewandowski 2, Jakub Ulczyński 0.