Aż siedem porażek w trzynastu meczach - tak w chwili obecnej wygląda nasz bilans meczów wyjazdowych. W środę nie byliśmy w stanie wygrać na trudnym terenie w Tychach. Zawiodła przede wszystkim nasza skuteczność w rzutach z dystansu.

Już pierwsza kwarta pokazała, że łatwo w tym meczu nie będzie. GKS bardzo szybko zbudował sobie kilkupunktową przewagę, której mimo wielu prób i okazji nie byliśmy w stanie zniwelować. Kilkukrotnie w drugiej kwarcie traciliśmy do rywali sześć punktów i tak samo było na niecałą minutę przed końcem drugiej kwarty, gdy pod kosz wjechał wracający do gry Filip Małgorzaciak.

Po dwóch punktach jednego z naszych liderów, na tablicy było 42:36 i o czas poprosił wówczas trener tyszan, Tomasz Jagiełka. Po chwili obie drużyny nie popisały się w swoich kolejnych akcjach, co bolesne było zwłaszcza z naszej perspektywy, bo do przerwy mogliśmy tracić trzy punkty, gdyby Damian Jeszke trafił swoją próbę z dystansu.

Rzut naszego podkoszowego nie znalazł jednak drogi do kosza gospodarzy, a gdyby tego było mało - w odpowiedzi akcją 2+1 popisał się Szymon Szmit i zamiast tracić do rywali trzy punkty, traciliśmy ich aż dziewięć. Po zmianie stron musieliśmy zatem rzucić się do odrabiania strat, jednak GKS ani myślał ułatwić nam to zadanie. Szczególnie, gdy tuż po rozpoczęciu dwa punkty zdobył Paweł Zmarlak.

To był jednak niejako punkt zwrotny, bo popisaliśmy się wówczas serią. Filip Zegzuła, Szymon Kiwilsza i Rohndell Goodwin sprawili, że na tablicy było już tylko 47:44. Od tego momentu znów nieco lepiej zaczęli grać gospodarze i wyszli nawet na ośmiopunktowe prowadzenie, jednak w końcówce tej części znów dał o sobie znać Filip Małgorzaciak.

Nasz zawodnik najpierw trafił ważną trójkę, po chwili dołożył do tego akcję 2+1, po której przegrywaliśmy już tylko 55:56. Wtedy znów daliśmy rywalom przejąć inicjatywę i odskoczyć na siedem „oczek”. Ale Filip Małgorzaciak miał inny plan na ten mecz i popisał się rewelacyjnym, choć i nieco szalonym trafieniem, czym ustalił wynik po trzydziestu minutach na 62:58.

W czwartej odsłonie rywale utrzymywali kilkupunktowy dystans, ale do czasu. Najpierw punkty Piotra Śmigielskiego, a następnie Michała Pluty doprowadziliśmy do sytuacji, w której GKS miał tylko jeden punkt przewagi. Wtedy nastąpił dłuższy fragment błędów z obu stron, ale ten impas przerwał Szymon Kiwilsza, trafiając z półdystansu i wyprowadzając nas tym samym na pierwsze w tym starciu prowadzenie.

Nie zdołaliśmy jednak wytrzymać w końcówce wojny nerwów. Po celnych wolnych Szymona Walskiego, tym samym odpowiedział wprawdzie Michał Pluta, ale już na punkty autorstwa Sebastiana Bożenko nie odpowiedzieliśmy. Piotr Śmigielski wybrał złą akcję, a po drugiej stronie punkty zdobył Szymon Szmit i Krzysztof Szubarga poprosił o czas.

Michał Pluta szybko zdobył dwa punkty, ale Szmit nie pomylił się z linii. Chcąc doprowadzić do wyrównania, z dystansu swoich sił próbował Filip Małgorzaciak, ale bez powodzenia. Za to faulowani przez nas tyszanie w samej końcówce nie mylili się na linii osobistych i tym samym dwa punkty po tym meczu powędrowały na konto GKS-u.

GKS Tychy – Enea Abramczyk Astoria Bydgoszcz 85:78 (23:15, 22:21, 17:22, 23:20)

GKS: Szymon Szmit 11, Szymon Walski 11, Paweł Zmarlak 11, Maciej Koperski 10, Sebastian Bożenko 6 - Karol Kamiński 19, Maksymilian Duda 10, Karol Nowakowski 7, Mateusz Samiec 0, Ilian Węgrowski 0.

Enea Abramczyk Astoria: Szymon Kiwilsza 18, Filip Zegzuła 7, Damian Jeszke 6, Rohndell Goodwin 5, Jakub Stupnicki 2 - Filip Małgorzaciak 22, Michał Pluta 10, Piotr Śmigielski 8, Kacper Burczyk 0, Piotr Wińkowski 0.