Najgorzej, jak tylko mógł, zakończył się dla nas mecz w Koszalinie. Od początku walczyliśmy sami ze sobą, ale gdy po trzydziestu minutach mieliśmy dziesięć punktów zapasu, wydawało się, że jesteśmy na dobrej drodze do wygranej. W ostatniej odsłonie nasza gra się jednak totalnie posypała i przegraliśmy ostatecznie 66:70.

W pierwszej połowie nie byliśmy w stanie zbudować sobie przewagi. Grało nam się bardzo trudno, a każde zdobyte punkty kosztowały nas bardzo wiele sił. Przed zmianą stron było to zresztą starcie dla koneserów, bowiem obie drużyny uzbierały w sumie tylko 55 punktów. Kilka ciekawych akcji jeszcze w pierwszej połowie zaprezentowali nasi nowi zawodnicy, a więc Michał Pluta oraz Rohndell Goodwin.

Mimo sporych problemów w ataku, nasza obrona nie wyglądała źle. Tylko 25 punktów straconych do przerwy najlepiej to zresztą obrazuje. Liczyliśmy jednak na dużo więcej w ofensywie po zmianie stron i trzecia kwarta była dla nas pod tym względem najlepsza. Niezły początek drugiej połowy sprawił, że odskoczyliśmy na siedem punktów, ale trójki Andrzeja Krajewskiego i Szymona Pawlaka nieco podcięły nam skrzydła.

Po chwili za trzy trafił jeszcze William Barton Kondrat i był remis. Z kolei gdy Krajewski wykorzystał jeden z dwóch rzutów wolnych, gospodarze wyszli na prowadzenie 40:39. To nas bardzo podrażniło, bowiem do końca tej części daliśmy sobie już rzucić tylko dwa „oczka”, a sami zdobyliśmy ich aż 13. Dwie trójki trafił Pluta, jedną Jakub Ulczyński, a w międzyczasie wsadem popisał się Piotr Wińkowski.

To zatem młodzieżowcy wzięli sprawy w swoje ręce, dając nam tym samym dziesięciopunktowe prowadzenie przed ostatnią kwartą spotkania. W tej jednak bardzo szybko trwoniliśmy tak ciężko budowaną wcześniej przewagę. W gazie był Kondrat, ale daliśmy też otworzyć się w ataku Maciejowi Szewczykowi, który w tym sezonie jest świetnie dysponowany w rzutach z dystansu.

O ile jeszcze przy pierwszym rzucie, który oddawał podkoszowy rywali, Piotr Wińkowski znajdował się naprzeciwko rywala, o tyle przy drugiej próbie Szewczyk był kompletnie niepilnowany i po jego kolejnej trójce było zaledwie 55:56 i o czas poprosić musiał Krzysztof Szubarga. Ale to na niewiele się zdało, bowiem koszalinianie poszli za ciosem.

Decydujący okazał się fragment, który nastąpił chwilę później. Rohndell Goodwin dał się wziąć w kleszcze Wiktora Rejewicza i Szymona Pawlaka, tracąc piłkę. Chcąc naprawić swój błąd, sfaulował niesportowo pierwszego z wymienionych. Efekt? Stracone pięć punktów z tej akcji, gdyż najpierw Rajewicz wykorzystał oba rzuty osobiste, a następnie Pawlak skarcił nas rzutem dystansowym.

Gdyby tego było mało, w kolejnych dwóch akcjach nie byliśmy w stanie zdobyć punktów, a gospodarze dołożyli nam kolejną trójkę, ponownie autorstwa Szymona Pawlaka, i było po zawodach. Bo choć staraliśmy się jak mogliśmy o zniwelowanie strat do samego końca, ostatecznie nie odwróciliśmy losów spotkania.

Wprawdzie akcję 2+1 przeprowadził Filip Zegzuła, a dwa „oczka” zdobył także Michał Pluta, to jednak William Barton Kondrat i Szymon Pawlak w samej końcówce zadbali o to, aby ciężka praca, wykonana przez Żaka na przestrzeni całej czwartej kwarty, nie poszła na marne. Tym samym nasza seria wygranych została zakończona w Koszalinie, gdzie gospodarze odnieśli w pełni zasłużone zwycięstwo.

MKKS Żak Koszalin – Enea Abramczyk Astoria Bydgoszcz 70:66 (12:15, 13:15, 17:22, 28:14)

MKKS Żak: William Barton Kondrat 22 (12 zb.), Szymon Pawlak 15, Andrzej Krajewski 12, Błażej Czerniewicz 8, Wiktor Rajewicz 7 - Maciej Szewczyk 6, Konrad Rosiński 0, Oskar Życzkowski 0.

Enea Abramczyk Astoria: Szymon Kiwilsza 13, Rohndell Goodwin 10, Damian Jeszke 7 (16 zb.), Jakub Ulczyński 6, Filip Zegzuła 6 - Michał Pluta 14, Piotr Wińkowski 6, Mateusz Kaszowski 3, Kacper Burczyk 1, Jakub Stupnicki 0.