Spoglądając w historyczne zbiory naszego klubu, okazało się, że środowa porażka przeciwko MKS Zniczowi Basket Pruszków (56:105), była najwyższą w historii naszego klubu. To musiało odbić piętno na wszystkich osobach związanych z zespołem, począwszy od zawodników, a zakończywszy na kibicach. Co gorsza już po dwóch dniach musieliśmy wybrać się na kolejny wyjazd z trudnym przeciwnikiem, jakim w tym sezonie jest GTK Gliwice. Ciężko było więc z optymizmem spoglądać, że w ciągu tak krótkiej przerwy, podopiecznym Konrada Kaźmierczyka uda się wygrzebać z dołka i wywalczyć pierwsze zwycięstwo w sezonie na obcym parkiecie.

Co ciekawe początek spotkania był dla nas. Gospodarze wyglądali na nieco rozluźnionych i w sumie trudno im się dziwić, skoro sami znajdują się w czołówce ligi, a przyszło im się zmierzyć z ekipą, która dopiero co przegrała różnicą 49 punktów. Astoria na starcie prowadziła 12:4 i chociaż zdarzały jej się błędy i trudności w ataku to zatrzymywała rywali w obronie. W pewnym momencie zaczęliśmy mieć jednak znaczne trudności pod tablicami i po pierwszej kwarcie było już tylko 22:20 dla czarno-czerwonych.

W naszych barwach kolejne dobre zawody rozgrywał Dorian Szyttenholm i jego waleczność pozwalała nam ciągle na trzymanie wyniku spotkania, które oscylowało w okolicach remisu. Po przeciwnej stronie parkietu świetnie zaczął grać Łukasz Ratajczak, ale GTK ciągle nie potrafiło złapać właściwego rytmu, przez co do przerwy mieliśmy małą niespodziankę. Po trójce Mateusza Bierwagena równo z końcową syreną, Asta wyszła bowiem na prowadzenie 39:38, co mogło zadziwić wielu obserwatorów.

Niestety po przerwie kolejny raz doszczętnie przekonaliśmy się o tym, że mecz koszykówki trwa całe 40 minut. Na drugą połowę meczu na parkiet wyszedł zupełnie inny zespół GTK, któremu wystarczały 2-3 dobre podania, aby rozbijać naszą obronę. Dodatkowo ciągle mieliśmy ogromne problemy ze zbiórką i notowaliśmy za dużo strat w ataku, przez co gospodarze zaczęli kontrolować losy spotkania. Nadal bardzo dobrze grał Ratajczak, a dalej od kosza zaczął trafiać Kacper Radwański i zrobiło się 56:50 dla GTK.

Teoretycznie ciągle mieliśmy szansę odnieść sukces sobotniego wieczoru, ale w ostatniej ćwiartce mieliśmy ogromne problemy z konstruowaniem akcji ofensywnych. Na dodatek nie trafialiśmy nawet wielu teoretycznie łatwych rzutów w kontrataku, a pozwalaliśmy też gliwiczanom na wielokrotne ponawianie akcji. To doprowadziło już do dwucyfrowej przewagi gospodarzy, którzy konsekwentnie i w spokoju dograli ten mecz do końca, wygrywając 70:58.

Astoria tego dnia przegrała zbiórkę 27-43, pozwalając gospodarzom na 23 zebrane piłki z tablicy. To obok popełnieniu 21 strat w całym spotkaniu doprowadziło do kolejnej porażki, a przede wszystkim ograniczeniu do rzucenia tylko 58 punktów w meczu. To drugi najgorszy ofensywnie mecz Astorii w tym sezonie. Najlepiej w naszej drużynie spisywał się Dorian Szyttenholm notując klasyczne dla siebie 10 punktów (5/7 z gry), 6 zbiórek i 4 asysty, ale nie dostał odpowiedniego wsparcia od pozostałych partnerów. Warto zaznaczyć też, że Patryk Gospodarek uzbierał 13 punktów i 7 asyst, ale miał też 5 strat i swoje punkty zdobył aż z 11 rzutów. Wśród gospodarzy najtrudniej było nam zatrzymać pod koszami Łukasza Ratajczaka (19 punktów i 8 zbiórek), a Marcin Salomonik miał efektowną linijkę 7 punktów, 9 zbiórek, 5 asyst i 4 przechwyty.

Teraz nasi koszykarze mają nieco więcej odpoczynku. Następny mecz rozegramy 26 listopada (godz. 19.00) w Artego Arenie z Hubertem Mazurem i jego GKS-em Tychy.

 

GTK Gliwice - Astoria Bydgoszcz 70:58 (20:20, 18:19, 18:11, 14:8)

GTK: Ratajczak 19, Radwański 15, Weselak 9, Dziemba 7, Salamonik 7, Jędrzejewski 6, Rutkowski 3, Filipiak 2, Pieloch 2

Astoria: Gospodarek 13, Fatz 12, Szyttenholm 10, Czyżnielewski 6, Bierwagen 5, Barszczyk 4, Dąbek 4, Laydych 2, Motel 2, Krefft 0