Wbrew wcześniejszym zapowiedziom w drużynie Astorii ostatecznie pojawił się Hubert Mazur. Ten gracz spotkanie rozpoczął jednak na ławce rezerwowych, ale po pierwszych 20 minutach spotkania był właściwie jedynym pozytywnym aspektem w grze gospodarzy. Aż ciężko wyobrazić sobie ile sięgałaby nasza strata do drużyny GKS-u, gdyby nasz niski skrzydłowy jeszcze przed przerwą nie zdobył 17 z 28 punktów drużyny i często ratował także nasze akcje obronne. Inną sprawą pozostawał fakt, że goście początkowo prezentowali się znakomicie. Tak jak zapowiadaliśmy przed meczem, wysocy z drużyny przeciwnej rzucali celnie z dystansu, a ich świetna skuteczność narobiła nam dużo szkody. Nie były to jednak nadzwyczaj skomplikowane akcje, a większość z nich była rozgrywana na wprost kosza z wykorzystaniem zasłony.

Na szczęście Astoria z biegiem czasu zaczęła przyzwyczajać się do strategii gości i w obronie dostarczyła przede wszystkim większego zaangażowania fizycznego. Pierwsze dobre przebłyski zaobserwowaliśmy już w połowie II kwarty, kiedy to od nietypowego wyniku aż 16:41, szybko zrobiło się 28:44. To ciągle oznaczało ogromną przepaść punktową i z pewnością większość z kibiców była niezwykle zaskoczona przebiegiem spotkania, ale końcowe minuty przed pójściem do szatni dostarczyły nam pewnych nadziei. Przede wszystkim nie pozwalaliśmy już rywalom na rzuty z otwartych pozycji, a ci z kolei częściej zaczęli korzystać z rozwiązania gry 1 na 1. Dla nas to już okazało się małym sukcesem i liczyliśmy, że po przerwie wszystko zacznie już funkcjonować prawidłowo.

Kto wie, czy druga połowa w naszym wykonaniu, nie okazała się dotychczas najlepszym fragmentem gry Astorii w bieżącym sezonie. Można z pełnym przekonaniem napisać, że role na parkiecie w porównaniu z pierwszą połową odwróciły się o równe 180 stopni. To bydgoszczanie rozpoczęli rewelacyjną egzekucję rzutów z dystansu, a w obronie dostarczali tak dużego zaangażowania, że goście momentami wyglądali na całkowicie bezradnych. Asta wymuszała na przeciwnikach przede wszystkim ogrom ofensywnych błędów, co prowadziło do licznych akcji, które GKS nawet nie kończył oddawanymi rzutami. Bydgoszczanie przy okazji starali się bardzo płynnie przechodzić do ataku i mimo, że większość kończyła się grą pozycyjną, to tym razem okazywało się to bardzo skuteczne. Przede wszystkim na dystansie rewelacyjnie zaczęli rzucać Piotr Robak i Paweł Lewandowski, a nakręcało to także pozostałych kolegów, którzy również dostarczali coś od siebie. Przy tak intensywnym pościgu, ciężko wyróżnić nawet jednego konkretnego zawodnika, ponieważ każdy wnosił potrzebną energię na parkiecie.

Tak świetna postawa doprowadziła do zaledwie 3 punktów straty na 3.35 min. przed końcem (65:68). Sensacja wisiała w powietrzu, a roztrwonienie przez GKS 25 punktów przewagi sprzed przerwy było bardzo blisko. Niestety dla Astorii szybką i kolejną trójkę w meczu trafił Tomasz Bzdyra (24 punkty z 16 rzutów w całym meczu) i przewaga znowu urosła na dwa posiadania. Kibice Astorii głośnym dopingiem wspierali swoich koszykarzy, ale niecierpliwie spoglądali też na zegar czasu, który upływał wręcz nieubłaganie. Na 1.24 min. przed końcem Sebastian Laydych trafił niezwykle ważną trójkę i znowu brakowało nam tylko jednego posiadania. Wymuszenie błędu kroków na Marku Piechowiczu doprowadziło do kolejnej ofensywy i wypracowanie kolejnego rzutu zza linii 6.75 m dla Laydycha, który tym razem niestety przestrzelił. Po przeciwnej stronie GKS nie mógł skończyć akcji, ale goście zaliczyli fundamentalną zbiórkę w ataku, która ostatecznie i tak nie przyniosła punktów gościom. To co jednak okazało się dla nich najcenniejsze to upłynięcie kolejnych 14 sekund, a Astoria zebrała piłkę w obronie, kiedy na zegarze pozostawało tylko 10 sek. do końca. Na nic zdało się szybkie wyprowadzenie akcji, ponieważ przyjezdni bardzo inteligentnie faulowali Pawła Lewandowskiego na 4 sek. przed końcem, tym samym nie dopuszczając do rzutu z dystansu na dogrywkę.

Plan dla czarno-czerwonych był jasny. Popularny „Lewy” miał trafić pierwszy rzut wolny, po czym spudłować drugi i liczyć na szybką dobitkę, któregoś z naszych zawodników. Plan prawie zakończyłby się powodzeniem, ponieważ nasz kapitan trafił pierwszy rzut wolny, a drugi przestrzelił, natomiast piłkę niespodziewanie wyłuskał Dorian Szyttenholm! Na 2 sek. przed syreną końcową oddał on szybki rzut z pola trzech sekund, ale niestety piłka nie wpadła do kosza. Należy jednak zaznaczyć, że podczas oddawania rzutu, przy Szyttenholmie było dwóch bardzo dobrze ustawionych wysokich obrońców, którzy uniemożliwili naszemu podkoszowemu swobodne położenie piłki na obręczy. O zwycięstwie decydowały więc detale, ale to GKS wyjechał z Bydgoszczy ze zwycięstwem 71:69.

Pomimo porażki trzeba stwierdzić, że sobotni mecz dostarczył kibicom sporych emocji. Jak już zaznaczyliśmy, bardzo dobre minuty w drugiej połowie mieli Piotr Robak (18 punktów, 3/6 za 3) i Paweł Lewandowski (9 punktów, 6 asyst i 2 przechwyty). W pierwszej połowie nasz wynik próbował ratować Hubert Mazur, który ostatecznie zdobył 17 oczek z tylko 9 rzutów, a dodał także cenne 3 przechwyty. Co ciekawe mimo świetnej skuteczności GKS-u zza łuku w pierwszej połowie, to bydgoszczanie rzucili tego dnia o jedną trójkę więcej (10/19). Na dość wyraźną korzyść gości rozstrzygnęły się jednak zbiórki (36-25).

Astoria pierwszą rundę sezonu zasadniczego zakończy za tydzień we Wrocławiu, gdzie zmierzy się z tamtejszym Exact Systems Śląskiem Wrocław (sobota, godz. 17.30).

 

 

Astoria Bydgoszcz – GKS Tychy 69:71 (10:33, 18:12, 22:13, 19:13)

Astoria: Robak 18 (3x3), Lewandowski 9 (2x3, 6 as.), Szyttenholm 7 (1x3), Laydych 7 (1x3), Grod 0 oraz Mazur 17 (3x3), Fatz 7, Barszczyk 4, Kutta 1

GKS: Bzdyra 24 (5x3), Piechowicz 12, Deja 11 (1x3), Dziemba 5 (1x3), Basiński 4 oraz Szpyrka 9 (6 as.), Olczak 6 (2x3), Markowicz 1