TADEUSZ NADOLSKI (Express Bydgoski)

Jest jednym z długiej listy koszykarzy utożsamianych z Astorią. Obecnie szkoli młodzież w Novum.

Jedynie w sezonie 1979/1980 reprezentował barwy Gwardii Wrocław. Jak potoczyło się jego życie po zakończeniu kariery koszykarza? Dziś w naszym cyklu rozmawiamy ze Zbigniewem Próchnickim.


Na początek musi paść tradycyjne pytanie. Jak to się wszystko zaczęło, dlaczego wybrał Pan koszykówkę?

Będąc uczniem Szkoły Podstawowej nr 58 bardzo chciałem uprawiać sport. Proponowano mi lekką atletykę, piłkę nożną, ale ja byłem już dość wysoki, wyróżniałem się wśród rówieśników i postawiłem na basket. W grupie naborowej było 60 osób, z których po roku zostały... dwie.

Pierwszym Pana trenerem był...

Jan Torzyński, potem Ryszard Mogiełka, a następnie Jerzy Nowakowski, Maciej Mackiewicz, Aureliusz Gościniak i na koniec Roman Haber.

Panu udało się połączyć karierę z nauką a potem z pracą zawodową.

Po skończeniu VIII Liceum Ogólnokształcącego poszedłem na studia na AWF do Wrocławia. Wówczas na jeden, jedyny sezon opuściłem „Astę” i grałem w miejscowej Gwardii. To było studia dzienne. Po roku przeniosłem się na zaoczne do Gdańska i wróciłem do „Asty”, gdzie zostałem już do końca. Ukończyłem specjalizację nauczycielską, potem zrobiłem specjalizację trenera drugiej klasy. Już w trakcie nauki podjąłem pracę w Szkole Podstawowej nr 24 przy ul. Kruszwickiej. Potem, po zrobieniu magisterki, chyba po czterech latach, przeniosłem się do SP nr 32 przy ul. Bałtyckiej, w której jestem do dziś. W międzyczasie w 1996 r. założyłem najpierw UKS Victoria 32, a potem w 1999 r. klub Novum.

Jako młody chłopak spotkał się Pan w drużynie z zawodnikami, którzy kariery zaczynali jeszcze w Zawiszy.

Tak. Dobrze pamiętam wspólne treningi i mecze ze Zbyszkiem Słabęckim, Hilarym Gierszewskim. Trzon drużyny tworzyli także między innymi Czesław Kułtoniak, czy Maciej Bardyan.

Astoria znana była z tego, że przez lata grali w niej właściwie jedynie wychowankowie. Przez wiele lat nie było spektakularnych sukcesów, drużyna była raczej II-ligowym średniakiem.

Dopiero pod koniec lat osiemdziesiątych pojawiła się cała plejada młodych utalentowanych bydgoskich zawodników, którzy stworzyli fajną ekipę trenowaną przez Macieja Mackiewicza i Hilarego Gierszewskiego. W sezonie 1988/1989 udało nam się awansować do pierwszej ligi (dziś ekstraklasa - dop. T.N.).

I-ligowa przygoda trwała tylko jeden sezon...

Wygraliśmy tylko trzy mecze i zajęliśmy ostatnie miejsce w tabeli. Dla nas było ta na pewno jakieś doświadczenie, ale bez napływu wartościowych zawodników spoza Bydgoszczy, którzy byliby wzmocnieniem, nie mieliśmy szans, żeby się utrzymać.

Nominalnie był Pan obrońcą, ewentualnie niskim skrzydłowym. Na jakiej pozycji czuł się Pan lepiej?

Prawdę mówiąc w trakcie kariery przeszedłem wszystkie pozycje - od jedynki po numer pięć. Jak center grałem głównie w młodzieżowych grupach.

Czyli zawodnik uniwersalny?

Dziś to jest już niemal standard. Nie ma ścisłego przypisania do pozycji. Proszę popatrzeć, co robił hiszpański środkowy Pau Gasol na mistrzostwach Europy, który na przykład Polaków załatwił rzutami za trzy punkty. Kiedyś to było to rzadko spotykane. 

Schyłek Pana kariery przypadł na początek lat dziewięćdziesiątych. W 1990 r. pojawił się sponsor, firma „Weltinex”, która postawiła jeden cel - ponowny awans do I ligi.

Wcześniej graliśmy za symboliczne wynagrodzenie. Mówiło się, że w tej drużynie była świetna atmosfera, bo nie było pieniędzy. 

W 1991 roku „Asta” ponownie wywalczyła awans. Ale Pan w I lidze już nie zagrał, kończąc swoją kilkunastoletnią karierę.

Miałem 32 lata, ale czułem, że jeszcze dałbym radę. Chodziło o to, że przy intensywnych treningach dwa razy dziennie i meczach wyjazdowych w całej Polsce musiałbym zrezygnować z pracy zawodowej w szkole. Taki był warunek klubu. A na to nie chciałem się zdecydować.

Czyli płynnie przeszedł Pan z boiska na trenerską i nauczycielską ławkę.


Nie miałem z tym żadnego problemu, miałem pomysł na życie, wiedziałem, co chcę robić.

I na koniec. Skąd się wziął pseudonim Mietek?

Na pierwszym obozie próbowałem rzucać hakami, jak legendarny Mieczysław Łopatka. Tak do do mnie przylgnęło, że ludzie dzwonili do domu i prosili Miecia do telefonu. A żona Grażyna odpowiadała, że tu taki nie mieszka (śmiech).

Teczka osobowa


Zbigniew Próchnicki: ur. 1959 r., pseudonim: Mietek. Wzrost: 193 cm, pozycja: obrońca/skrzydłowy. Wychowanek Astorii Bydgoszcz z jednoroczną przerwą na grę w Gwardii Wrocław (1979/1980). W sezonie 1989/1990 w I lidze (obecnie ekstraklasa) w 19 meczach zdobył średnio 13,37 pkt i był czwartym strzelcem drużyny, która spadła do II ligi. W ostatnim sezonie swojej kariery (1990/1991) zakończonym ponownym awansem jego średnia wyniosła 4,0 pkt. Założyciel i wiceprezes klubu Novum, w którym obecnie istnieje sześć zespołów od młodzików do kadetów oraz dwa (wspólnie z Astorią) - juniorów i juniorów starszych. W sumie trenuje tu 102 młodych koszykarzy.