Niebywałe widowisko zapewniliśmy swoim fanom w Kołobrzegu. Zarówno osoby, które przybyły nad morze, jak i te, które „oglądały” zacinającą się wiecznie transmisję, mogły zobaczyć nasz kolejny zwycięski powrót z koszykarskich zaświatów.
To starcie było najklarowniejszym potwierdzeniem tego, że gra w hali Milenium nie należy do naszych przyjemnych obowiązków w trakcie sezonu. Ale w sobotę odnieśliśmy taki triumf, który w pamięci może pozostać na długo.
A czy powinien? To już inna sprawa. Chodzi oczywiście o kwestię związaną z tym, że w długim sezonie nie ma miejsca na to, by cieszyć się po zwycięstwach zbyt długo, bo już po chwili należy przygotowywać się na spotkanie z kolejnym rywalem. Mimo wszystko do Kołobrzegu mogliśmy jechać z pewnymi obawami, gdyż Kotwica w ostatnim czasie była tym przeciwnikiem, który psuł nam sporo krwi. Nie inaczej było w sobotni wieczór, gdy aż 45 minut było potrzebne, aby wyłonić wygranego. A tym byliśmy my!
Mecz zaczął się dla nas bardzo dobrze, bo swoje klepki w Milenium odnaleźli Patryk Kędel i Karol Kamiński. Po drugiej stronie szybko sprawy w swoje ręce postanowił jednak wziąć Paweł Dzierżak. Starszy brat naszego Wojtka poza trafioną trójką oczywiście twardo bronił naszych rozgrywających, mocno utrudniając im kreowanie naszych akcji. Ale radziliśmy sobie z tym nieźle. Od początku bardzo aktywny był zwłaszcza Karol Gruszecki, a z kolei Patryk Kędel w pierwszej kwarcie - celnymi trójkami - uzbierał 9 punktów. Wydawało się, że jesteśmy na bardzo dobrej drodze w tym meczu, gdyż po dziesięciu minutach prowadziliśmy 23:19.
Problemy mieliśmy jednak tak na początku drugiej, jak i później trzeciej kwarty, gdy dawaliśmy rywalom się rozpędzić i notować serię do zera. 9-0 na starcie odsłony numer dwa spowodowało, że nie dyktowaliśmy już warunków i musieliśmy wynik gonić. Sygnał do ataku swoimi akcjami dał nam Karol Gruszecki, a po celnej trójce Karola Kamińskiego było z kolei 33:33. Do końca pierwszej połowy żadna z drużyn nie była w stanie zbudować sobie większej przewagi. Bo nawet, gdy po końcowej linii naszym obrońcom urwał się Paweł Dzierżak (44:39), od razu za trzy ponownie trafił Patryk Kędel. Ostatecznie po dwudziestu minutach mieliśmy punkt zapasu.
I znów źle zaczęliśmy następną kwartę. Tym razem od serii 0-8 i znów do życia przywrócił nas Karol Gruszecki. Może finalnie nie skończył on meczu z jakąś olśniewającą skutecznością z gry, ale był na posterunku zawsze wtedy, kiedy absolutnie tego potrzebowaliśmy. A nie da się ukryć, że trochę takich momentów w tym starciu było. Po kolejnej akcji naszego skrzydłowego było tylko 52:47, ale po chwili za trzy przymierzył Mikołaj Kurpisz. Szybko odpowiedział jednak Adam Kemp, który rozegrał dwójkową akcję z Patrykiem Kędlem.
Musieliśmy jednak wracać raz jeszcze z dalekiej podróży w tej części, bo dwukrotnie traciliśmy do Kotwicy 11 punktów. W ważnych momentach na posterunku stali jednak Karol Kamiński, Adam Kemp, Patryk Kędel, czy Jakub Andrzejewski i dzięki nim nasza sytuacja przed ostatnia kwartą nie była aż tak trudna, gdyż tablice w hali Milenium pokazywały wynik 65:60. Ale na początku ostatniej osłony rywale znów zaczęli nam uciekać, bo ponownie na dystansie skuteczny okazał się Mikołaj Kurpisz.
Trudny był też moment, gdy za drugie przewinienie techniczne parkietu zmuszony był opuścić Jakub Andrzejewski. Jako iż doszło do tego przy wyniku 72:65, a po chwili rywale wykorzystali trzy rzuty wolne i musieliśmy - już oczywiście bez Kuby - odrabiać dziesięciopunktową stratę, wydawało się to być misją wręcz niemożliwą. Tym bardziej biorąc pod uwagę naszą ostatnią historię gier w hali Milenium. Ale ruszyliśmy do ataku. W połowie czwartej kwarty z narożnika przymierzył Marcin Nowakowski (76:72), ale Paweł Dzierżak i Szymon Długosz dbali o to, by gospodarze mieli nad nami co najmniej dwa posiadania przewagi. Do czasu.
Gdy rozpoczęła się ostatnia minuta starcia, na linii rzutów wolnych zameldował się Karol Gruszecki. Jego dwie celne próby sprawiły, że było 85:83. Szansę na zamknięcie starcia miał Remon Nelson, ale po jego rzucie piłka przeleciała obok naszej obręczy, a nam pozostała praktycznie cała akcja na to, by co najmniej doprowadzić do remisu. Sprawy w swoje ręce znów wziął więc Karol Gruszecki, który kolejny raz był nieomylny na linii. Pozostawił jednak Kotwicy nieco czasu na akcję. Trener Frank poprosił o czas i przeniósł piłkę na naszą połowę. „Grucha” jednak ponownie wystąpił w roli głównej, blokując próbę Nelsona, a po wznowieniu gry z autu, nie trafił Wojciech Fraś i do wyłonienia zwycięzcy potrzebna była dogrywka.
W niej cały czas było nerwowo. W pięć minut obie drużyny uzbierały zaledwie dziesięć punktów, ale to my byliśmy tymi szczęśliwcami, którzy zdobyli ich więcej. Choć generalnie dodatkowy czas gry był raczej festiwalem pomyłek z obu stron. Tak jedni, jak i drudzy mieli swoje szanse, ale momentami pudłowali na potęgę. Gdy jednak po naszej stracie rywale wyszli na prowadzenie 89:88, w narożniku znalazł się Wojciech Dzierżak, który przymierzył po asyście Karola Gruszeckiego.
Do końca nic się już nie zmieniło, choć oczywiście mogło. W ścisłej końcówce ponownie wiele było pudeł z obu stron, ale finalnie byliśmy w stanie się obronić i tym samym dwa punkty wracają do Bydgoszczy.
Kotwica Port Morski Kołobrzeg – Enea Abramczyk Astoria Bydgoszcz 89:91 po dogr. (19:23, 25:22, 21:15, 20:25, d. 4:6)
Kotwica Port Morski: Paweł Dzierżak 19, Szymon Długosz 18, Remon Nelson 15, Filip Małgorzaciak 14 (11 as.), Mikołaj Kurpisz 12 - Wojciech Fraś 6, Marcin Dymała 5, Szymon Janczak 0, Jordan Lewis 0.
Enea Abramczyk Astoria: Karol Gruszecki 24, Patryk Kędel 17, Adam Kemp 13 (13 zb.), Karol Kamiński 12, Martyce Kimbrough 6 - Marcin Nowakowski 8, Jakub Andrzejewski 7, Wojciech Dzierżak 3, Bartosz Ptak 1, Mikołaj Jamiołkowski 0.


