- Lepiej po słabym meczu wygrać, niż po pięknym meczu przegrać - powiedział na pomeczowej konferencji we Wrocławiu szkoleniowiec naszego zespołu, Grzegorz Skiba.

Pierwsza połowa rzeczywiście była w naszym wykonaniu dość niemrawa, jednak po zmianie stron wrzuciliśmy wyższy bieg i opanowaliśmy sytuację. Aż 33 punkty zdobył Martyce Kimbrough, który trafiał w tych momentach, w których nasz zespół najbardziej tego potrzebował.

W minioną środę, w Inowrocławiu, trochę zadaliśmy kłam temu, że spisywaliśmy się jak dotąd w rozgrywkach kiepsko w pierwszych połowach. Przeciwko Noteci mecz rozstrzygnęliśmy bowiem już do przerwy, ale za to we Wrocławiu stare demony powróciły. Nasza gra się nie kleiła, popełnialiśmy dużo prostych błędów i brakowało wyraźnego lidera, który pociągnąłby drużynę w ataku. Mimo wszystko po dwudziestu minutach traciliśmy do gospodarzy tylko trzy punkty, choć dość niepokojąca była nasza skuteczność.

Owszem, wrocławianie także mieli kłopoty w tej kwestii, jednak musimy pamiętać o tym, że trzeba patrzeć się w głównej mierze na siebie, robić i grać swoje, a tego nie było. Również z ławki nie za bardzo miał kto wesprzeć starterów. Pięć punktów łącznie zdobyli Jakub Andrzejewski i Mikołaj Jamiołkowski, ale to było mało. Najgorsze też było to, że wiele razy dawaliśmy gospodarzom zbierać piłkę na naszej tablicy. W całym meczu WKK miało aż 17 zbiórek w ataku, podczas gdy my 11. Na całe szczęście po zmianie stron naprawdę wiele zmieniło się w naszych poczynaniach.

Już na dzień dobry Martyce Kimbrough pokazał olbrzymią ochotę do gry. Nasz strzelec potrzebował zaledwie 1,5 minuty trzeciej kwarty, by wyprowadzić nas na prowadzenie (dwa punkty z kontry i trafienie zza łuku). Gdy w ślad za nim poszedł również Karol Gruszecki i także przymierzył z dystansu, trener Łukasz Dziergowski poprosił o timeout, bo na tablicy zrobiło się 43:49. Później jeszcze kilka razy prowadziliśmy różnicą ośmiu „oczek”, by ostatecznie skończyć tę część z 4-punktowym prowadzeniem.

I wtedy nadeszła kwarta imienia Martyce'a Kimbrough. W tej właśnie części Tyce zdobył aż 15 z 30 punktów całej ekipy. Niby po poprzednim sezonie każdy już wie, w jaki sposób gra nasz lider, jednak ten cały czas robi swoje. Trójki przez niego trafiane w najważniejszych momentach dały nam tą wygraną! Najpierw Tyce przymierzył, gdy było 56:57, a następnie przy wyniku 57:60. Były to więc trafienia, które pozwoliły nam albo utrzymywać się przy życiu, albo też odskakiwać od rywali.

Tym bardziej, że znów przykład z Martyce'a wziął Karol Gruszecki i gdy trafił on swoją kolejną trójkę, prowadziliśmy już 68:59. Później akcja Patryka Kędla sprawiła z kolei, że prowadziliśmy nawet jedenastoma punktami. Wydawało się już wówczas, że jest po meczu, że takiej zaliczki już z rąk nie wypuścimy, jednak gospodarze pokazali, że są w stanie wracać z dalekich podróży. Ich run 7:0 sprawił, że trener Grzegorz Skiba musiał poprosić o czas. I co? I znów w roli głównej wystąpił Tyce, który najpierw trafił za trzy, a później jeszcze utrzymał nerwy na wodzy przy rzutach wolnych i dał nam zaliczkę, której już nie wypuściliśmy.

Spokojnie dowieźliśmy więc korzystny wynik do ostatniej syreny, a w końcówce najmocniej Tyce'owi pomógł w tym Patryk Kędel, który także był aktywny w ofensywie. Zresztą w całym meczu zapisał on na swoim koncie double-double, w postaci 18 zdobytych punktów i 10 zbiórek. Nieoceniona była też w drugiej połowie rola Karola Gruszeckiego, który wszystkie swoje punkty zdobył właśnie po zmianie stron, a który także w wielu sytuacjach stykowych pokazał swoje niemałe doświadczenie.

Mimo że to nie było najwybitniejsze spotkanie w naszym wykonaniu, zadanie wykonaliśmy i teraz możemy już bardzo spokojnie spoglądać w kierunku naszego kolejnego przeciwnika, którym będzie PGE Spójnia Stargard. Ten mecz za dwa tygodnie, gdyż teraz czeka nas przymusowa pauza, wynikająca z nieparzystej liczby drużyn w rozgrywkach.

WKK Active Hotel Wrocław – Enea Abramczyk Astoria Bydgoszcz 75:83 (13:16, 22:16, 14:21, 26:30)

WKK Active Hotel: Jakub Koelner 11, Bruno Chalicki 8, Jakub Patoka 8, Jakub Galewski 7, Brad Waldow 6 - Michał Kroczak 13, Maksymilian Zagórski 11, Karol Prochorowicz 6, Tomasz Ochońko 3, Fryderyk Matusiak 2.

Enea Abramczyk Astoria: Martyce Kimbrough 33, Patryk Kędel 18 (10 zb.), Karol Kamiński 9, Adam Kemp 6, Wojciech Dzierżak 0 - Karol Gruszecki 10, Jakub Andrzejewski 5, Mikołaj Jamiołkowski 2, Bartosz Ptak 0.