Czy było łatwo, lekko i przyjemnie? Zdecydowanie nie? Czy było nerwowo? Raczej też nie, bo choć po pierwszej połowie, gospodarze mieli na swoim koncie o jeden punkt więcej od nas, to było to ich ostatnie prowadzenie w tym spotkaniu.

Po zmianie stron pokazaliśmy swoją jakość i bardzo spokojnie dowieźliśmy korzystny wynik do samego końca. Do poprawy w naszej grze nadal jest jednak bardzo wiele, ale doskonale zdajemy sobie z tego sprawę. Liczy się to, że sezon zaczynamy od wygranej!

Obie strony mecz zaczęły bardzo nerwowo. Najlepszym tego dowodem jest rezultat po ponad połowie pierwszej kwarty, gdy na tablicy wyników było 5:6. Od początku byliśmy jednak bardzo aktywni w ataku, jednak brakowało nam dokładności, czego powodem były liczne nieporozumienia. Fakt jest natomiast taki, że dokładnie to samo prezentowali stremowani gospodarze, wyraźnie zdenerwowani pierwszym meczem jako beniaminek. Ponad połowę strat po ich stronie w całym starciu mieli Kamil Zywert i Szymon Ryżek, co rzecz jasna wynikało z tego, że najczęściej to właśnie oni mieli piłkę w swoich rękach.

Po pierwszej kwarcie na tablicy był remis (po 15), a w kolejnej odsłonie nadal nie byliśmy w stanie narzucić swojego stylu gry. Na potęgę pudłował Martyce Kimbrough, który wielokrotnie w poprzednim sezonie swoimi cennymi trójkami zapewniał nam odjazd od przeciwnika. Tu było inaczej. Tyce'owi nie szło, więc i jako zespół nie byliśmy w stanie osiągnąć przewagi. To, co nas natomiast ratowało, to bardzo dobra gra na tablicach, zwłaszcza tej atakowanej. Zadbali o to w głównej mierze Adam Kemp i Patryk Kędel. To właśnie ten drugi w końcówce pierwszej połowy zdobył łatwe punkty pod kosza i wydawało się, że wygramy tę część.

Inny plan miał jednak Szymon Ryżek, który tuż przed ostatnią syreną drugiej kwarty trafił za trzy punkty sprzed nosa naszego Martyce'a, dzięki czemu to gospodarze prowadzili 38:37. Panowie coś sobie jeszcze powiedzieli i obie ekipy udały się do szatni. Widocznie jednak to zajście pozostało w głowie naszego strzelca, bowiem początek trzeciej odsłony należał właśnie do niego. Rozpoczął ją bowiem od celnej trójki, po chwili to samo uczynił Karol Kamiński i powoli zaczynaliśmy uzyskiwać przewagę nad gospodarzami. I też takim momentem, który pokazał całej drużynie, że trzeba iść za ciosem, była akcja 2+1 kapitana Marcina Nowakowskiego.

Po niej prowadziliśmy 48:41, a gdy jeszcze po chwili Karol Gruszecki i Martyce dorzucili swoje, wyszliśmy po raz pierwszy na dwucyfrową przewagę. Z tego ciosu - z naszej strony rzecz jasna - gospodarze już się nie podnieśli. Swoje momenty beniaminek jeszcze miał, ale wszelkie próby powrotu do tego starcia były przez nas gaszone w zarodku - jak na jednego z ligowych faworytów przystało. Starał się, jak mógł, zwłaszcza wspomniany już Szymon Ryżek. Mecz z nami pokazał, że grający ostatnio w ekstraklasie zawodnik powinien być liderem swojej ekipy.

Problem jednak w tym, że może być osamotniony, co piątkowe spotkanie pokazało. Obwodowy zanotował dla swojej ekipy 21 punktów, a żaden inny zawodnik Novimex Polonii nie dobił choćby do granicy 10 „oczek”. Najbliżej tego był Karol Kankowski, autor dziewięciu punktów. Osiem dołożył Kamil Zywert, choć - co ciekawe - nie trafił ani razu za dwa punkty, ale za to miał 2/3 z dystansu, czego raczej trudno było się spodziewać, wszak nigdy nie uchodził on za strzelca. Jak mawia klasyk, „scouting raczej tego nie przewidział”.

U nas natomiast „zagrało” wiele. Adam Kemp zanotował smakowite double-double, a zastępujący go Mikołaj Jamiołkowski dał bardzo jakościową zmianę. Cała nasza pierwsza piątka zdobyła 10 lub też więcej punktów, a jedenaście z ławki dodał od siebie Karol Gruszecki. Warto też dodać, że zagraliśmy w tym meczu bez Michała Chylińskiego. Nie było więc wyraźnego lidera, tylko funkcjonował zespół. To istotne, bo utrudnia kolejnym rywalom przygotowania do starcia z nami. Pokazuje też, że będzie wielu graczy, którzy - gdy będzie trzeba - będą mogli przejąć rolę lidera.

Nie uniknęliśmy błędów, mamy nad czym pracować. Popełniliśmy wiele prostych strat, ale co ważne, wynikały one z braku zgrania, a to dość normalne na tak wczesnym etapie sezonu. Mimo iż mamy sporą ciągłość składu względem poprzednich rozgrywek, zespół - jako całość - poznaje się jednak na nowo. To, co na pewno może jednak cieszyć, to duże zaangażowanie w walce o zbiórki w ataku. Tych mieliśmy aż 22, dzięki czemu mogliśmy ponawiać wiele swoich akcji. To pozwoliło nam na oddanie aż 23 rzutów z gry więcej od gospodarzy.

Otwarcie nowego sezonu możemy więc uznać za jak najbardziej udane. Gdyby jeszcze „siedziały” nam trójki, zdecydowanie lepiej wyglądałaby zapewne kwestia asyst, a może i nawet zbliżylibyśmy się do granicy stu punktów. Nie ma jednak nad czym ubolewać. Trzeba dalej pracować nad tym, co jeszcze wymaga z naszej strony szczególnego nakładu.

Novimex Polonia 1912 Leszno – Enea Abramczyk Astoria Bydgoszcz 66:83 (15:15, 23:22, 11:21, 17:25)

Novimex Polonia 1912: Szymon Ryżek 21, Kamil Zywert 8, Maciej Żmudzki 6, Hubert Pabian 5, Stanferd Sanny 5 - Karol Kankowski 9, Patryk Wilk 6, Kamil Chanas 3, Daniel Soroka 3, Jędrzej Janowicz 0, Aleks Najder 0, Michał Samolak 0.

Enea Abramczyk Astoria: Adam Kemp 13 (16 zb.), Patryk Kędel 12, Karol Kamiński 11, Marcin Nowakowski 11, Martyce Kimbrough 10 - Karol Gruszecki 11, Mikołaj Jamiołkowski 6, Wojciech Dzierżak 5, Jakub Andrzejewski 4, Mikołaj Kachelski 0, Bartosz Ptak 0.