Z bardzo dobrej, bowiem drugiej pozycji - osiągniętej w trakcie sezonu zasadniczego - przystępujemy do fazy play-off. Choć oczywiście w trakcie rozgrywek 2024/25 nie uniknęliśmy wpadek, to jednak całościowo osiągnięty wynik możemy zapisać jak najbardziej na bardzo duży plus.

Zacząć należy przede wszystkim od tego, że przed sezonem przeszliśmy kolejną, gruntowną przebudowę. Mimo wszystko miała ona jednak zupełnie inny wydźwięk niż chociażby rok wcześniej, gdy po spadku z ekstraklasy również wymieniony został praktycznie cały skład. Teraz jednak wyglądało to inaczej. W zespole pozostali podkoszowi, z czego oczywiście największą rolę odgrywali Szymon Kiwilsza i Piotr Wińkowski. W drużynie dalej grał także lider składu drugoligowego, a więc Maciej Zabłocki. I to tyle.

Różnica polegała jednak na tym, że do Astorii wróciło kilka znajomych twarzy. Przede wszystkim wymienić należy Marcina Nowakowskiego, który w 2019 roku walnie przyczynił się do naszego awansu do ekstraklasy, gdzie jeszcze przez kolejne dwa lata bronił naszych barw. To gracz, z którym kibice bardzo się utożsamiają, więc jego powrót do klubu ucieszył prawdopodobnie każdego fana drużyny. Podobnie jak przyjście naszego wychowanka, Michała Chylińskiego, dla którego to także był - kolejny już - powrót do Bydgoszczy.

Ponadto do zespołu sprowadzono innych znanych z pierwszoligowego poziomu graczy, którzy mieli całościowo stanowić o sile nowopowstałej drużyny. To chociażby Patryk Wilk, Jakub Andrzejewski, Karol Kamiński, Filip Siewruk, Wojciech Dzierżak i Mateusz Czempiel. Jako ostatni dołączył natomiast Martyce Kimbrough, który zwłaszcza w drugiej części sezonu wszedł na absolutnie kosmiczny poziom, jeśli chodzi o rzucanie za trzy punkty i w zasadzie nikt za bardzo nie może znaleźć na niego recepty.

No i oczywiście najważniejsze. Nowym trenerem został wracający po rocznej przerwie do seniorskiej koszykówki Grzegorz Skiba. Jak sam podkreślał, dość mocno przeżył spadek z ekstraklasy, więc postanowił się na trochę wycofać z biznesu i spojrzeć na pewne rzeczy po prostu z boku. Szybko jednak okazało się, że „ciągnie wilka do lasu” i człowiek, który w 2019 roku wprowadzał Astorię do elity, znów powrócił na stołek head coacha. Zanim jednak maszyna stała się dobrze naoliwiona, potknięć nie brakowało. I to na samym początku rozgrywek, co też trochę przypominało start Grzegorza Skiby w sezonie 2018/19.

Owszem, nikt nie panikował nawet po przegranej w Łańcucie aż 58:86, jednak był to sygnał, że proces scalania się drużyny jeszcze potrwa. Domowa porażka z GKS-em już pod uwagę była brana na pewno dużo mniej, gdyż był to nasz pierwszy domowy mecz w sezonie i nie udało nam się obronić własnego terenu. Później przyszła wygrana z KKS Polonią, gdzie też mocno musieliśmy się napracować i w końcówce kunszt Marcina Nowakowskiego dał nam dwa punkty.

Ale to, co stało się w Sopocie, sprawiło, że wielu przecierało oczy ze zdumienia. Mecz z osłabionym rywalem (nie zagrał przeciwko nam Jakub Parzeński) miał być dla nas spacerkiem. No nie oszukujmy się, pojechaliśmy na mecz z drużyną, która nie powinna nam potencjałem zagrozić zupełnie, a która w drugiej połowie czwartej kwarty odrobiła do nas stratę piętnastu punktów i wygrała 93:91 po game winnerze. Poniekąd to dzisiaj właśnie tę porażkę można uznać za tą, która odebrała nam fotel lidera po sezonie zasadniczym.

Ale czy na pewno? Kto bowiem wie, jak potoczyłaby się dalsza cześć sezonu, gdyby nie ta bolesna i jednocześnie - powiedzmy to wprost - dość wstydliwa porażka. Wtedy nastąpiło bowiem totalne przeobrażenie naszego oblicza i nareszcie wskoczyliśmy na właściwe tory. A zadanie stało przed nami naprawdę niełatwe, bo w środku tygodnia - zaledwie trzy dni po starciu w Sopocie - udawaliśmy się na drugi koniec Polski, do Krosna. Jako iż graliśmy z gospodarzami bez Marcina Nowakowskiego i Michała Chylińskiego, faworytami oczywiście nie byliśmy.

To jednak my kontrolowaliśmy ten mecz, prowadząc po dwudziestu minutach już 51:32. Ostatecznie nasz triumf okazały nie był, co też pod wieloma względami normalne. Była to dopiero 6. kolejka, więc proces zgrywania trwał nadal, a i w końcówce zmęczenie w naszych szeregach było wyraźne. Ostatecznie to bardzo ważne i wygrane starcie zapoczątkowało dłuższą serię naszych zwycięstw - niekiedy dość szczęśliwych, innym razem bardzo pewnych.

Nasz marsz zastopowała w Kołobrzegu Sensation Kotwica Port Morski, później u siebie zaskoczyć daliśmy się jeszcze MKKS Żakowi Koszalin, więc do Wrocławia - na starcie z odrodzonym Śląskiem II - jechaliśmy jednak dość niepewni swego. W końcówce Martyce Kimbrough zrobił jednak swoje, a akcja na wygraną była jedną z naszych najlepszych w całym sezonie zasadniczym. I wtedy znów poszło! Na koniec rundy bawiliśmy się w Starogardzie Gdańskim, ogrywając gospodarzy bezlitośnie.

Druga część rozgrywek była dla nas lepsza. Przegraliśmy w niej tylko cztery razy - z GKS-em Tychy, Enea Basketem Poznań, ŁKS-em Coolpack Łódź i ponownie z MKKS Żakiem Koszalin. Kibiców niepokoić mogły jednak tylko dwie środkowe porażki, gdyż wydawało się wówczas, że może nadchodzi lekki kryzys. Mimo że nie były to nasze dwie wysokie przegrane, to jednak widać było delikatną zadyszkę. Co gorsze, były one zanotowane przed własną widownią. Przełamaliśmy się jednak w Pelplinie, co zapoczątkowało naszą kolejną serię triumfów.

I być może wygrywalibyśmy do końca sezonu, gdyby nie to, że do Koszalina pojechaliśmy nie tyle osłabieni, co wręcz przetrzebieni. W meczu z Żakiem trener Skiba nie mógł skorzystać z Piotra Wińkowskiego, Filipa Siewruka oraz Michała Chylińskiego. Mimo to pod koniec i tak udało nam się podgonić wynik, ale do wygranej to było za mało.

Ostatnie dwa spotkania sezonu zasadniczego zagraliśmy u siebie. Z walczącym o życie Śląskiem II bój był zacięty, acz wygrany, ale już tydzień później to była nasza „la zabawa” przeciwko SKS-owi Fulimpex, który - sumując wyniki - ograliśmy dwa razy w sezonie różnicą aż 58 punktów (wygraliśmy 103:77 w Starogardzie Gdańskim i 95:63 u siebie)! Żaden inny rywal w tym sezonie nie „leżał” nam aż tak, dzięki czemu do drugiej rundy, czy teraz do decydującej rozgrywki, przystępujemy po zdecydowanym triumfie i w dobrych nastrojach.

Ostatecznie do fazy play-off awansowaliśmy z drugiej lokaty, gdyż o jedno zwycięstwo więcej w sezonie odniósł zespół Miasta Szkła Krosno. Trafiamy więc na siódmą po rozgrywkach regularnych Deckę Pelplin, a więc rywala, którego pokonaliśmy dwa razy. Mimo to podejdziemy do tej rywalizacji w pełni skupieni, skoncentrowani i z dużym szacunkiem do przeciwnika.

Statystyki po sezonie zasadniczym (przygotowane przy pomocy https://1lm.pzkosz.pl oraz https://pulsbasketu.com):

  • Bilans 25-9, 13-4 w domu, 12-5 na wyjazdach
  • Najwyższy +/- w lidze (+241)
  • Drugi najlepszy atak ligi (114,7 pkt. zdobywanych na sto posiadań), trzecia najlepsza defensywa (104,7 pkt. traconych na sto posiadań) i dzięki temu najlepszy NetRTG w lidze: +10
  • Najwięcej punktów (śr.): Martyce Kimbrough - 15,9 (14. miejsce w lidze)
  • Najwięcej zbiórek (śr.): Szymon Kiwilsza - 6,2 (16. miejsce w lidze)
  • Najwięcej asyst (śr.): Marcin Nowakowski - 5,2 (9. miejsce w lidze)
  • Najwięcej przechwytów (śr.): Jakub Andrzejewski - 1,8 (6. miejsce w lidze)
  • Najwięcej bloków (śr.): Piotr Wińkowski - 1,2 (9. miejsce w lidze)
  • Najskuteczniejszy z gry: Piotr Wińkowski - 63,6% (4. miejsce w lidze)
  • Najskuteczniejszy w rzutach za dwa: Jakub Andrzejewski - 66,4% (4. miejsce w lidze)
  • Najskuteczniejszy w rzutach za trzy: Martyce Kimbrough - 48,5% (1. miejsce w lidze)
  • Najskuteczniejszy w rzutach wolnych (minimum 20 oddanych prób): Martyce Kimbrough - 82,2%