Bardzo chcieliśmy zakończyć tę serię u siebie w domu i oczywiście ze zgoła innym skutkiem niż miało to miejsce przed rokiem. Sobotnia porażka sprawiła jednak, że w niedzielę walczyliśmy - po raz kolejny zresztą w tych play-offach - o swoje być albo nie być. Okazuje się, że bardzo dobrze gra nam się z nożem na gardle, bo wyszliśmy zwycięsko z batalii nr 4 i tym samym w serii do trzech wygranych jest remis 2-2. O wszystkim zadecyduje zatem piąte starcie!

Do meczu numer trzy oba zespoły podeszły bardzo mocno skoncentrowane i nastawione tylko na jedno - wygraną. W serii do trzech zwycięstw dwa wygrane mecze dają już duży komfort i rzecz jasna zależało na tym tak nam, jak i przyjezdnym. Miasto Szkła zaczęło świetnie, jeśli chodzi o rzuty z dystansu - 3/3 w pierwszych trzech akcjach. My więc wynik goniliśmy. I w połowie kwarty było 12:9, gdyż sprawy w swoje ręce zaczął brać Tyce Kimbrough. Goście wzięli się jednak wtedy do pracy i po kolejnych dwóch minutach było już 12:16.

Plusem dla nas było to, że szybkie faule łapali podkoszowi rywali, choć i u nas nie wyglądało to za kolorowo, gdyż Piotr Wińkowski potrzebował nieco mniej niż 1,5 minuty, by złapać dwa przewinienia. Pod koniec pierwszej kwarty zaczęły się prawdziwe play-offy! Trójka Filipa Siewruka, następnie Michała Jankowskiego oraz Tyce'a i hala płonęła! Ostatecznie po pierwszej kwarcie prowadziliśmy 24:21. Mogliśmy nawet 27:21, jednak Kuba Andrzejewski oddał swoją trójkę wyraźnie po czasie.

Bardzo dobrze zaczęliśmy też kolejna odsłonę i mieliśmy szanse, by odskoczyć rywalom już nawet na dziewięć punktów. Kilka złych decyzji sprawiło jednak, że goście szybko wracali do gry. Po trójce Karola Kamińskiego było 32:27, ale arbitrom nie spodobała się radość naszego zawodnika i ten został ukarany przewinieniem technicznym. Do tego jeszcze trójka Michała Chraboty, szybka kontra Huberta Łałaka i o czas prosić musiał Grzegorz Skiba.

Wtedy znów sprawy w swoje ręce postanowił wziąć Karol Kamiński. Jego dwie trójki oraz kolejna z narożnika Kuby Andrzejewskigo i zrobiło się 41:34. Wówczas z timeoutu skorzystał trener gości, Edmunds Valeiko. Odpowiedzią krośnian zaczął być w drugiej kwarcie Michał Chrabota, który już raz w tej serii dał nam się mocno we znaki. Gościom grało się jednak już dużo trudniej niż na początku, bo stawialiśmy im trudne warunki w tym fragmencie. Po dwóch celnych rzutach wolnych Kuby Andrzejewskiego było 45:36.

Po dwudziestu minutach było jednak 45:40, gdyż krośnianie zdołali jeszcze rozegrać dwie dobre akcje, co z kolei nam się już zupełnie nie powiodło. Po zmianie stron nasza gra niestety zupełnie przestała się kleić. Może poza pierwszą akcją, kiedy to po linii końcowej na kosz mocno poszedł Jakub Andrzejewski. Później swoje klepki w SISU Arenie odnajdować za to zaczął strzelec rywali, a więc Michał Jankowski i w połowie trzeciej kwarty było po 49.

Z każdą minutą popełnialiśmy też coraz więcej niewymuszonych błędów. Co jednak z plusów, to na pewno czwarte przewinienie Huberta Łałaka, które wymusił Wojciech Dzierżak. Mocno zawęziło to bowiem pole manewru trenerowi Valeiko, jeśli chodzi o grę młodzieżowcami w dalszej części tego starcia. Na parkiecie cały czas trwała wojna nerwów, ale kiedy to my zagraliśmy dwie dobre akcje z rzędu i było 52:49, o timeout poprosił łotewski szkoleniowiec Miasta Szkła. Do końca tej części trwała już typowa wymiana ciosów, przez co przed ostatnią ćwiartką na tablicy było 60:59.

I wtedy nadeszła feralna dla nas czwarta kwarta. Można o niej napisać wiele, ale zdecydowanie najlepiej byłoby ją przemilczeć, zapomnieć o niej. Niestety jest jednak inaczej i trzeba stawić temu czoła. Była to nasza bardzo zła odsłona i to nie dlatego, że rywale wybili nam w niej koszykówkę z głów. Nie, nic z tych rzeczy. Niestety to my sami podłączyliśmy przeciwników do defibrylatora, co okazało się kluczem do sukcesu, ale nie naszego. W tej części prowadziliśmy bowiem 70:61 oraz 72:66. Dobrze zaczął Michał Chyliński i to w głównej mierze dzięki niemu podwyższaliśmy swoje prowadzenie.

Im jednak dalej w las, tym wyglądało to z naszej strony coraz gorzej. Goście za to łapali swój rytm, jednak bardziej był to wynik naszych coraz gorszych decyzji niż rewelacyjnej gry krośnian. W samej końcówce zmarnowaliśmy kilka kolejnych akcji w ataku, a w odpowiedzi nie potrafiliśmy zatrzymać zwłaszcza Tre Jacksona. Lidera rywali parokrotnie postawiliśmy na linii rzutów wolnych, a ten z tych prezentów skorzystał. Pomylił się raz. Zrobił to przy wyniku 72:73 i przy swoim drugim rzucie wolnym, gdy na zegarze pozostawała sekunda. Tym samym nie dał nam już żadnej szansy na odpowiedź i Miasto Szkła objęło prowadzenie w serii 2-1.

Efekt tego był taki, że w niedzielę nie mieliśmy już żadnej granicy błędu. Niestety, dwa szybkie faule złapał Szymon Kiwilsza i trener Grzegorz Skiba bardzo szybko został zmuszony do zmiany, która w żadnym wypadku nie była wynikiem taktyki. A rywale dzięki temu zaczęli łapać wiatr w żagle i w połowie pierwszej kwarty prowadzili 12:7. Do pracy wziął się jednak Tyce, wsparł go Piotr Wińkowski i po chwili to my prowadziliśmy 15:14. Nasze zapędy ostudził Jankes, ale Martyce wziął też na siebie kolejną akcję. Od tej pory starcie było bardzo wyrównane, ale to my lepiej zakończyliśmy pierwszą odsłonę, po której prowadziliśmy 21:19.

Kolejną ćwiartkę jedni i drudzy rozpoczęli od mocnego uderzenia w postaci mądrych i skutecznych akcji. To jednak my uzyskaliśmy pewną przewagę, natomiast nie była ona na tyle okazała, byśmy mogli grać z pełnym spokojem. Tym bardziej, gdy Michał Jankowski trafił nam kolejne dwie trójki i było tylko 30:29. To rozsierdziło jednak Michała Chylińskiego, który odpowiedział tym samym. Kilka stykowych piłek, które dzień wcześniej padały łupem gości, znalazło się tym razem w naszych rękach i przy wyniku 35:29 o czas poprosił Edmunds Valeiko.

Jak klasową ekipą jest Miasto Szkła pokazały kolejne dwie akcje w ataku rywali, kiedy to Hubert Łałak wziął sprawy w swoje ręce - raz wjechał pod kosz, po chwili trafił za trzy i to Grzegorz Skiba musiał reagować czasem. Mimo to, to jednak rywale szli za ciosem i wyszli na prowadzenie. Szaleć zaczął Tre Jackson i gdy było 37:41 o kolejny czas na życzenie poprosił Grzegorz Skiba. Tyce podjął jednak rękawice i trafił za trzy. Lepiej zagraliśmy też w następnej akcji w obronie, a po drugiej stronie na linii rzutów wolnych zameldował się Szymon Kiwilsza. Nasz środkowy spudłował jednak obie próby...

A Jan Góreńczyk po drugiej stronie przymierzył za trzy, jednak jednocześnie popełnił on w krótkim odstępie kilka fauli i wpędził się w pewne problemy. Ostatecznie po dwudziestu minutach to rywale byli lepsi, bo Łałak rozegrał bliźniaczą akcję jak kilka minut wcześniej i dzięki dobrej zasłonie Przemysława Wrony ustalił wynik pierwszej połowy na 44:46. Trzecią kwartę przyjezdni rozpoczęli od obrony strefowej i na dzień dobry przyjęli trójkę z narożnika od Kuby Andrzejewskiego. Później dwa wolne wykorzystał jeszcze Michał Chyliński i było 49:46.

Mogło być jeszcze lepiej, lecz niestety Tyce spudłował z półdystansu. Względem pierwszej połowy, nic się nie zmieniało. Oba zespoły wymieniały się ciosami. Lekką przewagę uzyskali krośnianie, ale na pewno bardzo korzystne dla nas było to, że szybko po cztery faule złapali Jan Góreńczyk i Przemysław Wrona. Gdyby tego było mało, kontuzji doznał również Bartosz Chodukiewicz i na dłuższy moment gra została przerwana. Bardzo duży pech rywali sprawił, że trener Valeiko zaczął mieć olbrzymi problem z zawodnikami podkoszowymi.

Miasto Szkła było tym wyraźnie rozbite, ale nie wykorzystywaliśmy tego z linii rzutów wolnych. Gdy jednak raz trafił Filip Siewruk, tablica wskazała remis - po 54. Karol Kamiński wraz z Tyce'em starali się uspokoić grę, jednak widać było, że trudno było nam opanować nerwy. Na prowadzenie wróciliśmy po rzutach wolnych Karola Kamińskiego, ale rywale nie odpuszczali. Na 50 sekund przed końcem tej odsłony w kontrze poszli Chylu z Winiem i zrobiło się 62:59. Po trzydziestu minutach powinno nawet być 64:59, ale w naszej ostatniej akcji piłka po dobitce Piotra Wińkowskiego wykręciła się z kosza.

Początek ostatniej kwarty w pełni wynagrodził kibicom w hali to, co działo się w trzeciej części, gdy ani jedni, ani też drudzy nie prezentowali się zbyt dobrze w ofensywie. Dużo składnych i efektownych akcji z obu stron sprawiało, że cały czas nie mogliśmy uciec rywalom na więcej niż trzy „oczka”. W końcu jednak nadszedł ten moment - gdy Filip Siewruk przymierzył z na wprost kosza (74:68). Po chwili powinno być 76:68, a dla odmiany zrobiło się 74:71, bo na niecelny floater Karola Kamińskiego trafieniem z narożnika odpowiedział Hubert Łałak.

Po czasie dla trenera Skiby to samo uczynił jednak Kuba Andrzejewski i znów było +6 dla nas. To, co więc nie udało się kilka chwil wcześniej, a więc podwyższenie naszej przewagi do ośmiu punktów, stało się faktem parę akcji później, gdy po dwójkowym zagraniu KK'a z Szymonem Kiwilszą, nasz środkowy zdobył punkty spod kosza i było 79:71 na 4 minuty i 13 sekund przed końcem. Zdołaliśmy jeszcze wybronić następną akcję, dwa „oczka” dorzucił Tyce Kimbrough i było 81:71. Przeciwnicy znów spudłowali i było po meczu. Już drugi raz nie mogliśmy bowiem tego wypuścić z rąk i nie wypuściliśmy!

Nie oznacza to, że w końcówce nie było nerwowo. Po wcześniejszych punktach Tyce'a, w kilku kolejnych akcjach zabrakło nam nieco szczęścia, trochę też zimnej głowy, by zamknąć spotkanie tak w pełni przed upływem ostatnich dwóch minut gry. Na 90 sekund przed końcem Jankowski pomylił się przy próbie rzutu za trzy, ale dobitkę zanotował Laihonen i o czas poprosił trener Skiba. Kluczowy w końcówce okazał się dla nas odkurzony w większym zakresie przez Grzegorza Skibę Filip Siewruk!

To właśnie nasz skrzydłowy w samej końcówce wykonał kilka takich rzeczy, które były dla nas nieodzowne. Tu zbiórka w ataku, po drugiej stronie w defensywie, czy też inna udana akcja w postaci chociażby wymuszonego przewinienia. To wszystko - plus bardzo dobra gra w końcówce Szymona Kiwilszy - złożyło się na to, że w niedzielę było już zdecydowanie spokojniej. Oczywiście nerwy były tak czy inaczej, w końcu to wielki finał rozgrywek i nie może być tak zupełnie w pełni spokojnie, niemniej ostatnia minuta, w przeciwieństwie do soboty, była jedynie czekaniem na końcową syrenę, bo jasnym było to, że nie oddamy tego meczu!

3. mecz finałowy:

Enea Abramczyk Astoria Bydgoszcz – Miasto Szkła Krosno 72:73 (24:21, 21:19, 15:19, 12:14)

Enea Abramczyk Astoria: Szymon Kiwilsza 12, Karol Kamiński 11, Martyce Kimbrough 9, Jakub Andrzejewski 7, Patryk Wilk 0 - Piotr Wińkowski 12, Michał Chyliński 11, Filip Siewruk 6, Wojciech Dzierżak 4.

Miasto Szkła: Tre Jackson 23, Michał Chrabota 10, Hubert Łałak 6, Jan Góreńczyk 3, Przemysław Wrona 3 - Michał Jankowski 11, Rafał Serwański 6, Bartosz Chodukiewicz 4, Mikael Laihonen 4, Radosław Trubacz 3.

4. mecz finałowy:

Enea Abramczyk Astoria Bydgoszcz – Miasto Szkła Krosno 87:77 (21:19, 23:27, 18:13, 25:18)

Enea Abramczyk Astoria: Martyce Kimbrough 18, Jakub Andrzejewski 16, Karol Kamiński 13, Michał Chyliński 7, Szymon Kiwilsza 7 - Piotr Wińkowski 14 (10 zb.), Filip Siewruk 10, Wojciech Dzierżak 2, Patryk Wilk 0.

Miasto Szkła: Tre Jackson 17, Michał Chrabota 14, Hubert Łałak 10, Jan Góreńczyk 8, Przemysław Wrona 6 - Michał Jankowski 13, Mikael Laihonen 7, Bartosz Chodukiewicz 2, Rafał Serwański 0, Radosław Trubacz 0.

Stan rywalizacji: 2-2