WKS Śląsk II Wrocław przyjechał do Bydgoszczy wzmocniony Błażejem Kulikowskim oraz Adrianem Boguckim. Pierwszy z nich mocno uprzykrzył po zmianie stron życie Martyce'owi Kimbrough, ale nasz strzelec trafił w ostatniej kwarcie dwie bardzo ważne trójki, które dały nam nieco oddechu w trudnej końcówce. Ostatecznie wygraliśmy 76:70 i cały czas mamy jeszcze szansę na fotel lidera po sezonie zasadniczym.
Od bardzo mocnego uderzenia z obu stron rozpoczęła się niedzielna rywalizacja, w której po niecałych dwóch minutach na tablicy było już 8:8. W tym czasie skuteczny w Śląsku był zwłaszcza Oskar Hlebowicki, autor dwóch trójek, ale szybko tym samym odpowiedział również Martyce Kimbrough. Gdy z kolei rywala pod koszem w pole wyprowadził Marcin Nowakowski, prowadziliśmy 16:10. Po chwili jednak było już 20:14. Nasza ofensywa funkcjonowała wówczas wręcz wybornie, co potwierdza tak duża liczba „oczek” zdobytych w zaledwie pięć minut.
Po chwili kolejną trójkę dołożył Tyce i było 23:15. Co również było dla nas bardzo korzystne, to że już po sześciu minutach Adrian Bogucki miał na swoim koncie dwa popełnione przewinienia. Po timeoucie dla trenera Popiołka swoją kolejną trójkę dołożył Tyce, dzięki czemu już po pierwszej kwarcie miał on na swoim koncie 14 punktów, a my prowadziliśmy 31:21. W drugiej kwarcie nasza gra jednak mocno siadła, więc trener Grzegorz Skiba zdecydował się powrócić do starterów.
To jednak także nie od razu przyniosło efekt, a idący za ciosem goście odrobili część strat i tym samym po trafieniu Samajae Haynesa-Jonesa na tablicy było 37:30. Wtedy to Grzegorz Skiba poprosił o czas, bo nasza przewaga topniała w oczach, a i nie za bardzo widać było, by szybko miało się to odmienić. Naszą niemoc strzelecką przerwało trafienie z półdystansu Tyce'a, który wziął na siebie bardzo trudna akcję pod presją czasu.
Wrocławianie czuli się jednak w SISU Arenie bardzo dobrze, ograniczając nas przede wszystkim w ataku. W wielu akcjach nie potrafiliśmy znaleźć drogi do kosza rywali, a pod koniec pierwszej połowy zrobiło się już zaledwie 43:39, gdy Samajae Haynes-Jones trafił z dystansu. Sytuację mocno uspokoiła trójka z narożnika Marcina Nowakowskiego. Wróciliśmy wówczas znów do wyższej przewagi (48:39), ale ostatecznie po dwudziestu minutach było 48:41, bo Haynes-Jones wejściem pod kosz ustalił wynik pierwszej połowy.
Jakże jednak inaczej zaczęła się trzecia kwarta w porównaniu do tego, jak miało to miejsce po pierwszym podrzucie piłki. Wówczas po dwóch minutach było po osiem, a na początku drugiej połowy jedni i drudzy pudłowali na potęgę. Prawie trzech minut potrzebował nasz zespół, by rękami Szymona Kiwilszy zdobyć pierwsze punkty. Po chwili to znów „Kiwi” był autorem kolejnych „oczek”, więc przy wyniku 52:41 o czas poprosił Marek Popiołek.
To przyniosło efekt, bo dwie trójki trafili Oskar Hlebowicki i Wojciech Siembiga, ale po drugiej stronie to samo uczynił Marcin Nowakowski. Mimo wszystko nadal grało nam się w ataku z dużym trudem, gdyż szczególnie Martyce dostał dobrego obrońcę, którym okazał się Błażej Kulikowski. Gracz ekstraklasowego Śląska biegał za naszym strzelcem krok w krok, nie pozwalając mu na znalezienie jakiejkolwiek pozycji do oddania rzutu.
Na minutę przed końcem trzeciej kwarty było 63:56, ale po drugiej stronie faul wymusił Michał Chyliński, lecz trafił tylko raz. To jednak właśnie on przechwycił jeszcze piłkę na sam koniec tej odsłony, dzięki czemu - względem pierwszej połowy - dołożyliśmy jedno „oczko” zapasu nad rywalami. Na początku ostatniej kwarty gra wrocławian kompletnie się posypała. Z urazem parkiet opuścił Błażej Kulikowski (ale wrócił jeszcze do gry), a nasze prowadzenie wzrosło do dwunastu punktów i znów czasem musiał reagować Marek Popiołek.
Niestety, ponownie nadeszła chwila, która do znudzenia mogła przypominać nasz drobny zastój z drugiej kwarty. Wtedy znów pomyliliśmy się kilka razy z gry, ale na posterunku czuwał nie kto inny, jak Martyce Kimbrough. Jego dwie trójki znów pozwoliły nam osiągnąć dwucyfrową przewagę. Goście jednak nie odpuszczali i cały czas byli dla nas groźni. Tym bardziej, że poza Tyce'em, nikt w naszej drużynie nie był w stanie wziąć na siebie ciężaru gry.
Na półtorej minuty przed końcem było 76:70 i akcję mieli nasi rywale. Jakub Andrzejewski znalazł się jednak na tyle blisko Błażeja Kulikowskiego, że ten spudłował swoją próbę z dystansu. My jednak cały czas nie byliśmy w stanie znaleźć drogi do kosza gości. Ostatecznie wynik nie uległ już zmianie. W końcówce Adrian Bogucki mógł jeszcze popisać się mocną akcją, ale obręcz „wypluła” jego wsad. Wrocławianie chcieli nas jeszcze faulować, ale Tyce nie dał się złapać Kulikowskiemu i Hlebowickiemu i tym samym pokonaliśmy WKS Śląsk II Wrocław 76:70.
Enea Abramczyk Astoria Bydgoszcz – WKS Śląsk II Wrocław 76:70 (31:21, 17:20, 16:15, 12:14)
Enea Abramczyk Astoria: Martyce Kimbrough 22, Szymon Kiwilsza 13, Michał Chyliński 12, Marcin Nowakowski 12, Jakub Andrzejewski 0 - Piotr Wińkowski 10, Patryk Wilk 4, Karol Kamiński 3, Wojciech Dzierżak 0, Filip Siewruk 0, Maciej Zabłocki 0.
WKS Śląsk II: Samajae Haynes-Jones 17, Oskar Hlebowiski 14, Adrian Bogucki 11, Wojciech Siembiga 6, Maksymilian Zagórski 2 - Błażej Kulikowski 8, Przemysław Kociszewski 6, Mikołaj Adamczak 5, Szymon Nowicki 1, Roman Janik 0.