O końcówce sobotniego starcia będziemy chcieli jak najszybciej zapomnieć, jednocześnie wyciągając z tego spotkania konkretną lekcję. Daliśmy bowiem gospodarzom w końcówce niepotrzebnie dużo szans, aby ci mogli nadgonić wynik. I właśnie przez to, choć ostatecznie warszawianie nie byli nawet bliscy wygranej, to końcowy wynik - a więc 77:81 - mocno zaburza obraz całego meczu.

Mecz pod nasze dyktando - tak wyglądało to w Warszawie, choć nie przez pełne czterdzieści minut spotkania. KKS Polonia jest niezwykle trudnym przeciwnikiem i podopieczni Davida Torrescusy udowodnili to w sobotni wieczór, gdy parokrotnie wracali do gry z kilkunastopunktowego deficytu. Starcie w pewien sposób ustawiła jednak pierwsza kwarta, kiedy to graliśmy momentami jak w transie i prowadziliśmy po dziesięciu minutach aż 28:11.

Mecz lepiej zaczęli warszawianie, ale w końcu i my doszliśmy do głosu. Taki sygnał dali naszemu zespołowi Martyce Kimbrough oraz Michał Chyliński. Na pięć i pół minuty przed końcem pierwszej części gry na tablicy wyników było 8:7, ale wtedy dwójkową akcję z naszym rozgrywającym na punkty zamienił Szymon Kiwilsza. Z kolei Martyce przymierzył zza łuku, później to samo uczynił jeszcze Michał Chyliński i hiszpański szkoleniowiec rywali musiał poprosić o czas.

Na niewiele się to jednak zdało, bo my graliśmy swoje i stale podwyższaliśmy prowadzenie. Po efektownej kontrze Piotra Wińkowskiego zrobiło się już 26:11! Wcześniej swoje cegiełki do naszej zdobyczy dołożyli też Patryk Wilk oraz Karol Kamiński. To wszystko pozwalało nam w pełni kontrolować rywalizację w kwarcie numer dwa. Polonia wprawdzie miała swoje momenty, jak chociażby po trójce Adriana Kordalskiego, gdy było 23:33. My jednak graliśmy konsekwentnie.

W następnych akcjach znów wróciliśmy do bardziej poukładanej koszykówki, a po trójce Jakuba Andrzejewskiego było 27:41. Pod sam koniec pierwszej połowy jeszcze podkręciliśmy tempo gry i w zasadzie powinniśmy prowadzić jeszcze wyżej. Gdy bowiem dwa celne trafienia z linii rzutów osobistych zanotował Kuba Andrzejewski, tablica wskazywała 29:47.

Przemysław Kuźkow zdołał jednak trafić jeszcze rzut z własnej połowy, ustalając wynik po pierwszych dwóch kwartach. W trzeciej ćwiartce obie drużyny długimi fragmentami nie mogły jednak znaleźć swojego rytmu w grze w ataku. Była to część okraszona sporą liczbą fauli, co również sprawiało, że ekipy wybijały siebie z uderzenia. Jednocześnie to pozwalało nam na to, by cały czas kontrolować wynik, mając kilkanaście „oczek” zapasu.

Pod koniec trzeciej kwarty zaczęliśmy jednak popełniać coraz więcej niepotrzebnych błędów, które rywale zaczęli wykorzystywać i zamieniać na punkty. Dzięki temu odrobili względem nas część swoich strat i Grzegorz Skiba zareagował czasem. Ostatecznie tę dziesięciopunktową zaliczkę już udało nam się utrzymać, choć Jayden Coke mógł jeszcze trafić szaloną trójkę na koniec tej części gry.

W całej drugiej połowie gracze trenera Torrescusy zastawiali na nas sporo pułapek w różnych częściach parkietu, ale - poza kilkoma wyjątkami - radziliśmy sobie z tym bez większych kłopotów, choć oczywiście bardzo utrudniało nam to płynne granie w ofensywie. W kluczowych fragmentach mogliśmy jednak liczyć na Martyce'a Kimbroughta, który - wtedy, gdy było trzeba - stawał na wysokości zadania.

Tak było chociażby przy stanie 57:67, gdy nasz rozgrywający trafił bardzo ważną próbę z dalekiego dystansu. Chwilę później nasz zawodnik popisał się jeszcze akcją 2+1, podwyższając tym samym nasza przewagę ponownie do piętnastu punktów. Jeszcze na minutę i 45 sekund przed końcem było 67:77. Polonia coraz mocniej nas naciskała, ale byliśmy w stanie utrzymywać przewagę.

Jednak do czasu. Gdy już wydawało się, że jest po zawodach, rywale znajdowali drogę do naszego kosza różnymi, niekiedy niełatwymi akcjami, jak chociażby po dystansowym trafieniu Jakuba Osińskiego, gdy piłka odbiła się od tablicy i wpadła do kosza. Tym samym końcowy wynik może wskazywać na to, że było to starcie bardzo wyrównane, w którym zespoły często wymieniały się prowadzeniem. Tak jednak nie było, gdyż poza prowadzeniem Polonii 2:0, to cały czas my byliśmy z przodu i utrzymaliśmy ten wynik do samego końca.

KKS Polonia Warszawa – Enea Abramczyk Astoria Bydgoszcz 77:81 (11:28, 21:19, 20:15, 25:10)

KKS Polonia: Jayden Coke 19 (12 zb.), Adrian Kordalski 191, Przemysław Kuźkow 15 Jakub Osiński 8, Damian Cechniak 2 - Patryk Pełka 6, Ilian Węgrowski 4, Filip Gurtatowski 2, Filip Poradzki 2, Michał Wojtyński 0.

Enea Abramczyk Astoria: Martyce Kimbrough 18, Szymon Kiwilsza 14, Jakub Andrzejewski 12, Michał Chyliński 9, Karol Kamiński 9 - Piotr Wińkowski 7, Patryk Wilk 6, Filip Siewruk 3, Marcin Nowakowski 2, Wojciech Dzierżak 1.