Olbrzymie emocje w Kosynierce! To miał być dla nas bardzo trudny mecz i taki też był. Ostatecznie jednak wyszliśmy z niego zwycięsko, choć w samej końcówce musieliśmy rzucić na szalę wszystkie nasze siły. Decydujący fragment był jednak w naszym wykonaniu wprost perfekcyjny. Wystrzegliśmy się w nim błędów w obronie i byliśmy skuteczni i pomysłowi w ataku, zwłaszcza w ostatniej akcji, która ustaliła wynik na 73:71 dla nas.
Od samego początku spotkania w Kosynierce wszystko układało się po naszej myśli. Punkty Szymona Kiwilszy, Karola Kamińskiego i Martyce Kimbrougha wywindowały nas na prowadzenie 6:0. Później było jeszcze 10:3 i 14:7 dla nas, ale w zasadzie to by było na tyle, jeśli o plusy po naszej stronie w pierwszej połowie chodzi. Na nasze nieszczęście z każdą kolejną minutą coraz mocniej rozkręcał się Samajae Haynes-Jones.
Lider rezerw Śląska brał na siebie ciężar gry, trafiając momentami bardzo trudne rzuty. Jego dobra energia sprawiała, że cała ekipa wrocławian zaczęła prezentować się coraz lepiej, w tym również Roman Janik. Rzucający nie rozgrywa najlepszego sezonu, ale przeciwko nam zadał kłam temu stwierdzeniu, bowiem już do przerwy uzbierał na swoim koncie 10 „oczek”.
My niestety graliśmy falami, nie byliśmy w stanie przede wszystkim złapać odpowiedniego rytmu w ataku, a i błędy w obronie nie pozwalały nam na to, by wejść na właściwe obroty. Rywale dominowali przeciwko nam w walce na tablicach, przez co schodziliśmy na przerwę przegrywając 36:41. Taki wynik ustalił Samajae Haynes-Jones, trafiając za trzy sprzed nosa Szymonowi Kiwilszy.
Po zmianie stron musieliśmy więc totalnie odmienić nasze oblicze, by postarać się odwrócić losy spotkania. Bardzo długo jednak sytuacja pozostawała bez zmian, a wręcz przeciwnie. Gospodarze od razu zdołali jeszcze podwyższyć swoje prowadzenie i utrzymywali je cały czas. My totalnie nie potrafiliśmy zorganizować się w ataku, pierwszą zdobycz w trzeciej kwarcie zapisując dopiero po ponad czterech minutach tej części...
Trener Grzegorz Skiba szukał różnych rozwiązań. W drugiej połowie tej kwarty nadrobiliśmy więc nieco strat. Po jednym celnym rzucie wolnym Karola Kamińskiego przegrywaliśmy 41:47, ale wtedy Śląsk znów wskoczył na wyższe obroty. Sygnał do ataku dał celną trójką Filip Stryjewski. W tym momencie warto podkreślić, że my z kolei zupełnie nie byliśmy w stanie wstrzelić się w Kosynierce.
Gdy na początku czwartej części zza łuku nie trafił Filip Siewruk, było to nasze piętnaste pudło w tym starciu (na 16 - na ten moment - prób). Skoro więc trafiliśmy do tej chwili tylko raz z dystansu, to i tak nieźle, że na początku ostatniej ćwiartki było tylko 57:51 dla gospodarzy. Mimo to nadal nie byliśmy w stanie zbliżyć się na tyle, by zmusić miejscowych do większego wysiłku.
Ale i nasz moment nadszedł! Od stanu 64:54 doprowadziliśmy do 64:62! Dwa punkty Jakuba Andrzejewskiego oraz dwie trójki Martyce'a Kimbrougha sprawiły, że znów zaczęły się spore emocje. W swoich kolejnych akcjach obie drużyny punktów nie zdobyły, aż w końcu kontrę z naszej strony skutecznym dwutaktem wykończył Karol Kamiński, doprowadzając do remisu.
Marek Popiołek musiał w tym momencie poprosić o kolejny timeout, by poukładać atak swoich podopiecznych na nowo. Najpierw to więc Samajae Haynes-Jones przymierzył z dalekiego półdystansu, ale w końcówce w roli głównej wystąpił Jakub Andrzejewski. Najpierw trafił za trzy, ale tym samym odpowiedział dobrze dysponowany tego dnia Roman Janik. W końcówce zdołaliśmy jednak kilka razy ustać rywali na nogach, dzięki czemu utrzymaliśmy stan remisowy i na kilka sekund przed końcem wrocławianie sfaulowali Martyce'a Kimbrougha.
Wtedy o czas poprosił Grzegorz Skiba, gdyż był to czwarty faul gospodarzy w tej części. Nasz szkoleniowiec wzorowo wykorzystał przerwę na żądanie, gdyż nasza akcja na zwycięstwo wprawiła rywali w osłupienie. Ci myśleli bowiem, że to Martyce Kimbrough będzie wychodził po piłkę, ale tę otrzymał na topie Szymon Kiwilsza i od razu odegrał ją do ścinającego pod kosz Jakuba Andrzejewskiego, który skończył akcję z góry, uciekając po wybiciu piłki Samajae Haynesowi-Jonesowi.
Po tym Śląskowi zostało 1,4 sekundy na akcję, ale po czasie dla trenera Popiołka gospodarzom nie udało się nam odpowiedzieć, choć zamysł ich wybicia piłki z autu także był całkiem niezły. Ostatecznie więc po doskonałej wręcz końcówce zwyciężyliśmy w Kosynierce 73:71, wygrywając decydujący fragment 19:7 (od stanu 64:54 dla gospodarzy).
WKS Śląsk II Wrocław – Enea Abramczyk Astoria Bydgoszcz 71:73 (15:20, 26:16, 15:13, 15:24)
WKS Śląsk II: Samajae Haynes-Jones 27, Oskar Hlebowicki 9, Przemysław Kociszewski 6, Tobiasz Dydak 0, Szymon Nowicki 0 - Roman Janik 16, Filip Stryjewski 8, Mikołaj Adamczak 4, Wojciech Siembiga 1, Karol Kankowski 0.
Enea Abramczyk Astoria: Martyce Kimbrough 19, Jakub Andrzejewski 15, Szymon Kiwilsza 12 (10 zb.), Karol Kamiński 11, Piotr Wińkowski 4 - Patryk Wilk 8, Wojciech Dzierżak 2, Filip Siewruk 2, Michał Chyliński 0, Mateusz Czempiel 0.