Po dość specyficznym starciu w Łodzi, odnieśliśmy nasze piąte zwycięstwo w tegorocznych rozgrywkach Bank Pekao S.A. I ligi. Spory wkład w końcowy sukces mieli nasi rezerwowi, którzy zdobyli 27 „oczek”. Dla porównania dla ŁKS-u z ławki punktował tylko Mateusz Szwed. Ostatecznie triumfowaliśmy 72:61, grając momentami bardzo dobrą defensywę.

O pierwszej połowie naszego meczu w Łodzi napisać można bardzo wiele, ale na pewno nie to, że była to część wybitnie ofensywna. Po dwudziestu minutach tablica wskazywała rezultat 24:26. Dość powiedzieć, że nieraz jedna kwarta potrafi mieć wyższy wynik. Było to spowodowane w głównej mierze bardzo słabą skutecznością obu drużyn na dystansie.

Gospodarze przed zmiana stron trafili zza łuku dwa razy na jedenaście podjętych prób, zaś my mieliśmy jeden na dziesięć. Jedyną celną trójkę zdobył dla nas Jakub Andrzejewski. Wśród gospodarzy warto wyróżnić zwłaszcza Alana Czujkowskiego, Oleksandra Antypova oraz młodzieżowca Igora Urbana. Każdy z nich dał ŁKS-owi dużo dobrego w pierwszej połowie.

U nas z kolei Wojciech Dzierżak prezentował się całkiem nieźle. Ważnym elementem naszej gry były też przechwyty, które pozwalały nam przechodzić do szybkiego ataku i zdobyć dzięki temu 10 z 26 punktów, a więc bardzo dużo, biorąc pod uwagę nasz cały dwudziestominutowy dorobek ofensywny.

Trzecia kwarta wyglądała już zupełnie inaczej, jeśli chodzi o nasze poczynania po atakowanej stronie. Dobre wejście do gry mieli Marcin Nowakowski i Piotr Wińkowski, który jednak miał pewne problemy w obronie z Mateuszem Szwedem. Rezerwowy center ŁKS-u pojawił się na parkiecie w miejsce Antypova, gdy ten popełnił swój trzeci faul.

W pewnym momencie osiągnęliśmy już nawet dwunastopunktowe prowadzenie, ale po trzydziestu minutach nasza przewaga była mniej okazała, bowiem przed ostatnią częścią regulaminowego czasu tablica wyników wskazywała rezultat 41:50. Na początku czwartej kwarty mocno aktywny był cały czas Piotr Wińkowski. To oczywiście za sprawą zawodników obwodowych, którzy szukali gry dwójkowej z naszym środkowym.

Gdy z kolei Marcin Nowakowski zanotował asystę do Patryka Wilka, prowadziliśmy już 55:41, ale rywale chwilę później złapali pewien rytm i zeszli tylko na -8. Wtedy jednak ważną trójkę z na wprost kosza trafił Karol Kamiński, a gdy to samo zrobił Filip Siewruk, znów prowadziliśmy różnicą czternastu „oczek”. Ale łodzianie cały czas nie odpuszczali i „kąsali” naszą drużynę.

Po jednej z takich akcji, gdy pod koszem Antypov znów bardzo łatwo zdobył punkty, o timeout poprosił Grzegorz Skiba. To pobudziło nasz zespół, który uspokoił sytuację i nie pozwalał już gospodarzom na zrywy. Nawet gdy ci zdobywali punkty, odpowiedź była w zasadzie natychmiastowa. Cała gra ŁKS-u opierała się na Atypovie, który w czterdzieści minut oddał aż dziewiętnaście rzutów z gry.

Dopiero w momencie, gdy do końca zostało już mniej niż dwie minuty, ustawiona została akcja pod Alana Czujkowskiego, który był faulowany, co zamienił na dwa celne rzuty wolne. Chwilę później nasza akcja nie zakończyła się punktami, a w odpowiedzi piłka po rzucie Antypova dość pechowo dla Ukraińca wykręciła się z kosza i było po meczu.

To był bowiem rzut, który mógł jeszcze dodać kolorytu końcówce i podnieść poziom emocji, a tak nie mieliśmy żadnych problemów, by z pełna kontrolą dotrwać do ostatniej syreny. To, co na pewno może cieszyć, to tylko dziewięć strat w całym meczu. Sami za to zmusiliśmy rywali do tylu błędów, że ci mieli później mieli spory problem z zatrzymaniem naszych kontr lub szybkich ataków.

ŁKS Coolpack Łódź – Enea Abramczyk Astoria Bydgoszcz 61:72 (11:11, 13:15, 17:24, 20:22)

ŁKS Coolpack: Oleksandr Antypov 21 (10 zb.), Alan Czujkowski 11 (12 zb.), Szymon Pawlak 9, Igor Urban 8, Marcin Tomaszewski 5 - Mateusz Szwed 7, Piotr Keller 0, Nataniel Kolasiński 0, Karol Krysiewicz 0, Mikołaj Wojciechowski 0.

Enea Abramczyk Astoria: Filip Siewruk 12, Wojciech Dzierżak 10, Karol Kamiński 9, Martyce Kimbrough 7, Szymon Kiwilsza 7 - Piotr Wińkowski 9, Jakub Andrzejewski 7, Marcin Nowakowski 5, Michał Chyliński 3, Patryk Wilk 3.