Po tym, co stało się w sobotę, w niedzielę znów znaleźliśmy się pod ścianą i musieliśmy wygrać, by przedłużyć półfinałową rywalizację z GKS-em Tychy. I ponownie stanęliśmy na wysokości zadania, zmazując sobotnią plamę. Do triumfu poprowadził nas tercet Kaszowski-Kiwilsza-Małgorzaciak.
Ale od początku. Nie da się bowiem nie zauważyć prawidłowości, jeśli chodzi o nasze tegoroczne występy w fazie play-off. Serie z Weegree AZS Politechniką oraz GKS-em rozpoczynaliśmy u siebie, ale już na starcie - zarówno w jednym, jak i drugim przypadku - musieliśmy gonić. Przegrywaliśmy w soboty, zwyciężaliśmy w niedziele. I jest to stała w naszej grze. Jeśli iść tym tropem, to w najbliższą środę powinniśmy jednak wygrać, bo tak było w ćwierćfinale z ekipą z Opola.
Jeśli przed tygodniem - na starcie półfinałów, bo w sobotę - rozegraliśmy do tamtej chwili najsłabszy mecz w trwających play-offach (61:71), to trudno określić to, co miało miejsce 11 maja. Jeszcze w pierwszej kwarcie wyglądaliśmy nie najgorzej, w drugiej już słabiej, ale to, co zaprezentowaliśmy po zmianie stron, absolutnie nie powinno mieć miejsca. W zasadzie gospodarze „napoczęli” nas jeszcze przed przerwą, gdy od stanu 43:39 oderwali się od nas dwiema trójkami.
A trafił je Karol Kamiński, który rozgrywa bardzo dobrą serię przeciwko nam. Po powrocie z szatni w ślady Kamińskiego poszedł natomiast podkoszowy rywali Szymon Walski. Trafił on trzy trójki, jedną dołożył Maciej Koperski i znaleźliśmy się w olbrzymich tarapatach, z których już nie wyszliśmy. Wprawdzie próbowaliśmy szarpać i odgryzać się gospodarzom, ale ci byli napędzeni i nasze akcje były dla nich jedynie wodą na młyn. Potwierdził to Mateusz Samiec.
Rozgrywający GKS-u trafił szalona wręcz trójkę na koniec trzeciej kwarty, po której na tablicy było 83:54. Wiadomym więc było, że takiej przewagi nie odrobimy. Gospodarze musieliby przecież stanąć totalnie w miejscu, jednocześnie pozwalając nam na wszystko. Taki scenariusz nie miał miejsca, więc finalnie ponieśliśmy wysoką porażkę 67:93, która - jak okazało się w niedzielę - nie podcięła nam skrzydeł, choć właśnie tego można się było szczególnie obawiać.
Od samego początku narzuciliśmy jednak gospodarzom swój styl gry. Byliśmy bardzo agresywni i to zarówno w obronie, jak i w ataku. Naszą ofensywę napędzał Mateusz Kaszowski, który brał na siebie dużą odpowiedzialność. Mimo to gospodarze nie odpuszczali i dobrze czuli się zwłaszcza w okolicach kąta 45 stopni, skąd kilkakrotnie trafiali za trzy. To niejako trzymało ich przy życiu w pierwszej połowie.
W związku z tym, do przerwy, choć prowadziliśmy, to nie byliśmy w stanie wypracować sobie na tyle pokaźnej przewagi, która pozwoliłaby nam z pewnym komfortem kontynuować starcie w jego późniejszym etapie. Ale być może to było właśnie dla nas dobre, gdyż weszliśmy bardzo skoncentrowani w mecz po jego wznowieniu. Filip Małgorzaciak trafił cztery razy z linii rzutów wolnych, trójkę dołożył Mateusz Kaszowski (z tego samego miejsca, skąd wcześniej trafiali tyszanie) i było 49:59.
Zresztą to właśnie nasz rozgrywający okazał się x-factorem tego starcia. Już w sobotę, mimo naprawdę złego spotkania w naszym wykonaniu, to „Kasza” był najlepszym strzelcem zespołu, ale w niedzielę pokazał, że może być - i potrafi - być prawdziwym liderem. W kluczowych momentach to właśnie on kończył akcje. Naszą szesnastopunktową przewagę po trzydziestu minutach wypracował jednak głównie Szymon Kiwilsza do spółki z Filipem Małgorzaciakiem.
Mateusz Kaszowski utrzymał nam za to wynik w ostatnich fragmentach, dzięki czemu nie daliśmy tyszanom możliwości, by odpowiedzieć. Ważne na pewno było to, że ograniczyliśmy zbiórki ofensywne rywali do zaledwie sześciu. To w zasadzie był nokaut, gdyż gospodarze w samej tylko pierwszej kwarcie zebrali z naszej tablicy cztery piłki. Od tego momentu zatem chroniliśmy własnego kosza już niemal perfekcyjnie.
Agresywna gra sprawiła z kolei, że na linii stawaliśmy aż 39 razy, z czego 33 podejścia zamieniliśmy na punkty. Istotne były też rzuty za trzy (10/26) oraz ograniczenie strat do zaledwie ośmiu. Co na pomeczowej konferencji podkreślił z kolei Piotr Śmigielski, na agresję w meczu numer jeden sami odpowiedzieliśmy agresją dzień później. - Dzięki temu wygraliśmy mecz. Byliśmy agresywni, odcinaliśmy od piłki, zaburzyliśmy rywalom atak i wyprowadzanie akcji - podkreślił kapitan naszego zespołu, który miał bardzo duży wpływ na końcowy sukces w tym spotkaniu.
Śmigielski zdobył 7 punktów, miał też 5 asyst i 4 zbiórki. Dał dużo dobrej energii z ławki. Jego doświadczenie w tym starciu okazało się niezwykle cenne. To wszystko złożyło się na - jak na razie - nasz najlepszy mecz w tegorocznych play-offach, co było świetną odpowiedzią na najsłabszy, który miał miejsce dzień wcześniej. Cały czas mamy jednak nadzieję, że to nie jest jeszcze szczyt naszych możliwości i że możemy być jeszcze lepsi. Liczymy na to, że w środę pokażemy się z jeszcze lepszej strony, stawiając kropkę nad i.
Nie da się ukryć, że po odwróceniu serii gorąco liczymy na kolejny sold out. W sobotę byliśmy bardzo dalecy od finału, niektórzy mogli stracić nadzieję, ale w niedzielę pokazaliśmy, że możemy grać twardo, skutecznie i z pomysłem. Jeśli tak samo zagramy w środę, to powinniśmy znaleźć się w upragnionym wielkim finale Pekao S.A. I ligi w sezonie 2023/24! Wszelkie informacje o biletach dostępne są tutaj: https://bit.ly/Astoria-GKS_bilety-game5.
wynik 3. meczu półfinałowego
GKS Tychy - Enea Abramczyk Astoria Bydgoszcz 93:67 (23:19, 26:20, 34:15, 10:13)
GKS: Karol Kamiński 19, Maciej Koperski 13, Szymon Szmit 13, Szymon Walski 12, Paweł Zmarlak 9 - Mateusz Samiec 9, Karol Nowakowski 6, Maksymilian Duda 5, Ilian Węgrowski 5, Artur Danielak 2.
Enea Abramczyk Astoria: Mateusz Kaszowski 12, Damian Jeszke 11, Szymon Kiwilsza 10, Filip Zegzuła 7, Filip Małgorzaciak 6 - Piotr Śmigielski 4, Jakub Ulczyński 4, Kacper Burczyk 3, Jakub Stupnicki 3, Piotr Wińkowski 3, Michał Pluta 2, Andre Walker 2.
wynik 4. meczu półfinałowego
GKS Tychy - Enea Abramczyk Astoria Bydgoszcz 80:95 (22:25, 25:27, 12:23, 21:20)
GKS: Karol Kamiński 24, Maciej Koperski 15, Szymon Szmit 9, Szymon Walski 8, Paweł Zmarlak 6 - Karol Nowakowski 11, Ilian Węgrowski 3, Maksymilian Duda 2, Mateusz Samiec 2, Artur Danielak 0.
Enea Abramczyk Astoria: Mateusz Kaszowski 28, Szymon Kiwilsza 19, Filip Małgorzaciak 18, Filip Zegzuła 4, Damian Jeszke 3 - Andre Walker 9, Piotr Śmigielski 7, Piotr Wińkowski 4, Jakub Ulczyński 3, Kacper Burczyk 0, Jakub Stupnicki 0.