Już przed tygodniem byliśmy bardzo bliscy pokonania dużo wyżej notowanego rywala. Czego jednak nie udało nam się osiągnąć przeciwko Stali, dokonaliśmy w spotkaniu z Zastalem! Świetna czwarta kwarta i bezbłędny Paulius Petrilevicius - to były klucze do wygranej w Zielonej Górze!

Nie da się ukryć, że początek meczu należał do gospodarzy. My wprawdzie cały czas odpowiadaliśmy na punkty ekipy trenera Vidina, jednak za każdym razem ci momentalnie dokładali kolejne trafienia. Na trzy minuty przed końcem kwarty otwarcia na tablicy było 21:18, ale od tego momentu Zastal wrzucił wyższy bieg i utrzymywał przez pewien czas ośmiopunktowe prowadzenie. Nie zamierzaliśmy jednak pozwolić rywalom się rozpędzić.

Dużą energię z ławki zapewnili nam Igor Wadowski i Nathan Cayo. Po punktach tego drugiego było już tylko 32:31 i o czas musiał poprosić szkoleniowiec zielonogórzan. Poszliśmy jednak za ciosem i wyszliśmy na prowadzenie, ale gospodarze mieli w swoich szeregach Aleksandara Zecevicia, który miał swoje „pięć minut”, w trakcie których dał się nam mocno we znaki. Dzięki niemu Zastal nie pozwolił nam odjechać, a wręcz przeciwnie - to gospodarze prowadzili po dwudziestu minutach, bo ostatnią akcję świetnie rozegrali Przemek Żołnierewicz i Szymon Wójcik.

Trzecia kwarta w całości upłynęła pod znakiem pogoni za przeciwnikiem. Bardzo ważne było to, że nie pozwoliliśmy miejscowej drużynie uciec na więcej niż sześć punktów. Tak było na trzy minuty do końca tej części, gdy zza łuku celnie przymierzył Szymon Wójcik. Nasi liderzy w tym meczu cały czas byli jednak na posterunku. Paulius Petrilevicius i Mike Smith skutecznie dopowiedzieli i mieliśmy do odrobienia trzy punkty. Na początku ostatniej części udało nam się wyjść na prowadzenie, ale nie trwało to długo.

Zecević i Żołnierewicz sprawili, że ekipa Olivera Vidina odzyskała prowadzenie, ale w decydujących fragmentach wspomnianej dwójki zabrakło, bowiem obaj spadli za limit popełnionych fauli. W tym miejscu warto dodać, że tego samego uniknął Myke Henry, choć już w 24. minucie meczu miał na swoim koncie cztery przewinienia. Wtedy trener Thanasis Skourtopoulos zdjął go z parkietu, a gdy Amerykanin wrócił na niego na niecałe pięć minut przed końcem meczu, walnie przyczynił się do naszego zwycięstwa!

Zaczęło się dla niego kiepsko, bo krótko po wejściu na plac gry, 30-latek popełnił stratę i spudłował zza łuku, ale chwilę później zebrał ważną piłkę w ataku i dobił na remis - po 93. Odpowiedzieć próbą z dystansu chciał Sebastian Kowalczyk, lecz chybił, a faulowany Benjamin Simons trafił dwukrotnie z linii osobistych. Wtedy zielonogórzanie znów spudłowali za trzy, a punkty Daniela Szymkiewicza dały nam zapas czterech „oczek”.

W samej końcówce wytrzymaliśmy próbę nerwów, a w zasadzie wytrzymał ją Henry, który trafił cztery ważne rzuty wolne i świetnie, do spółki ze Smithem, wyprowadził piłkę przy wysokiej obronie rywali. Skrzydłowy, mimo mocnej defensywy, idealnie dograł pod sam kosz do Petrileviciusa, a ten wykorzystał swój jedenasty rzut z gry z rzędu w spotkaniu i dzięki temu okazał się bezbłędny w tym elemencie (11/11). W tym momencie było 101:95 dla nas (na 21 sekund przed końcem) i jasnym stało się, że dwa punkty jadą z nami do Bydgoszczy!

Enea Zastal BC Zielona Góra – Enea Abramczyk Astoria Bydgoszcz 98:105 (28:20, 25:31, 24:23, 21:31)

Enea Zastal BC: Alen Hadzibegović 18 (10 zb.), Aleksandar Zecević 18, Przemysław Żołnierewicz 16, Bryce Alford 13, Dusan Kutlesić 3 - Szymon Wójcik 14, Sebastian Kowalczyk 9, Jan Wójcik 4, Kareem Brewton 2, Michał Pluta 1.

Enea Abramczyk Astoria: Mike Smith 25, Paulius Petrilevicius 24, Myke Henry 15, Benjamin Simons 11, Daniel Szymkiewicz 9 - Nathan Cayo 9, Aleksander Lewandowski 6, Igor Wadowski 6, Łukasz Frąckiewicz 0, Jakub Stupnicki 0.