Ostatni mecz w roku kalendarzowym 2022 okazał się dla nas wyjątkowy. Wygrane derby z Twardymi Piernikami Toruń, w dodatku w meczu o wielkiej wadze i gdyby tego było mało - zagraliśmy świetną trzecią kwartę, co zazwyczaj jest naszą bolączką. Po raz kolejny zwycięstwa nie byłoby jednak, gdyby nie świetna dyspozycja Bena Simonsa.

Nasz kapitan długo jednak wchodził w ten mecz. Jak na pomeczowej konferencji stwierdził trener Marek Popiołek, „zaczęliśmy leniwie” i trudno się z tym nie zgodzić. Efekt tego był taki, że od samego początku byliśmy tą stroną, która musiała gonić. Najpierw od wyniku 15:7 doprowadziliśmy do stanu remisowego, by w drugiej kwarcie ponownie dać rywalom w pełni przejąć inicjatywę.

I tej straty przed zmianą stron odrobić nam się już nie udało. Wielka w tym zasługa młodych rezerwowych w ekipie Milosa Mitrovicia. Wojciech Tomaszewski i zwłaszcza Kacper Gordon (11 punktów, w tym trzy trójki w drugiej kwarcie) wykorzystali swoją szansę w tej części i to w znacznej mierze dzięki ich dobrej grze i niezbędnej energii z ławki torunianie prowadzili już nawet 45:30! To jednak nie było nasze ostatnie słowo w pierwszej połowie.

Celne trójki Mike’a Smitha i Myke’a Henry’ego pozwoliły nam odrobić część strat. Mieliśmy nawet szansę na to, by po dwudziestu minutach przegrywać - biorąc pod uwagę nasze spore problemy w ataku - tylko czterema bądź też pięcioma „oczkami”, ale w ostatniej akcji popełniliśmy stratę, którą na punkty zamienił Sterling Gibbs i Twarde Pierniki prowadziły 47:38. Poza paroma zrywami, nasza gra nie wyglądała dobrze, a martwiła szczególnie tragiczna skuteczność Simonsa, co totalnie zmieniło się po przerwie.

Wtedy nasz kapitan znów zaczął grać tak, jak już do tego przyzwyczaił. Doświadczony skrzydłowy bezlitośnie wykorzystywał błędy obrony gospodarzy i trafił trzy trójki w krótkim czasie, odpowiadając tym samym na to, co w drugiej kwarcie zdobił Kacper Gordon. Później swoje dorzucił jeszcze Paulius Petrilevicius oraz Smith, który trafiając za trzy o tablicę, wyprowadził nas na ośmiopunktowe prowadzenie! Wtedy trener Mitrović musiał poprosić o swój drugi czas w drugiej połowie.

Reakcja jego graczy była odpowiednia, bo punkty zaczął zdobywać Vasa Pusica, jednak po trzeciej kwarcie, którą wygraliśmy aż 31:15, to my prowadziliśmy w całym spotkaniu 69:62. Plan na ostatnie dziesięć minut był więc prosty - nie dać gościom się zbliżyć, by ci nie mieli możliwości uwierzyć w odwrócenie losów tego meczu. I czwartą kwartę rozpoczęliśmy… dokładnie odwrotnie.

Pusica i Aaron Cel wzięli sprawy w swoje ręce i zrobiło się tylko 68:71. To i tak najmniejszy wymiar kary, bo przez pierwsze trzy minuty tej części graliśmy jakby ze związanymi nogami, popełnialiśmy masę prostych błędów, ale na nasze szczęście rywale nie wykorzystali połowy z nich. Po czasie dla Marka Popiołka nasza gra w ataku nabrała wreszcie kolorów, ale do czasu. Piąty faul popełnił bowiem Paulius Petrilevicius i Twarde Pierniki miały szansę zbliżyć się już tylko na punkt.

Joey Brunk trafił jednak tylko jeden z dwóch rzutów wolnych, a w odpowiedzi z dystansu znów przymierzył Simons i ponownie zyskaliśmy trochę oddechu. Pusica jednak miał inne plany i torunianie zdołali jeszcze odrobić kilka „oczek”, ale my po swojej stronie mieliśmy Nathana Cayo. Nasz rezerwowy podkoszowy przejął końcówkę! W tym wypadku statystyka +/- nieco przekłamuje, bo choć z nim na parkiecie byliśmy -6, to bez cienia wątpliwości bez jego dobrej gry, tego meczu byśmy nie wygrali.

Od stanu 82:84 na tablicy wyników, to właśnie pięć punktów z rzędu Nathana pozwoliło nam odskoczyć na prowadzenie 89:82! W międzyczasie wymusił on też piąty faul Pusicy, co bardzo ułatwiło nam z kolei grę po drugiej stronie parkietu, bo rywale stracili swoje najmocniejsze ogniwo w ataku. No a gdy sprzed nosa Brunka Smith trafił z półdystansu i było 92:83 dla nas, jasnym stało się, że tego meczu nie przegramy. W końcówce niestety znów się rozluźniliśmy i gospodarze odrobili jeszcze kilka punktów, ale na więcej nie mieli już czasu i ostatecznie wygraliśmy 92:88!

To spotkanie miało wielu bohaterów po naszej stronie, ale wydaje się, że szczególnie bez Simonsa i Cayo tego zwycięstwa by nie było. Nasz kapitan po zmianie stron rzucił 22 ze swoich 24 punktów, a Nathan w końcówce okazał się naszą tajną bronią, zwłaszcza w ataku. Ale na wielkie brawa za to starcie zasłużyli też wszechstronny Daniel Szymkiewicz (7 pkt. 9 zb. 6 as.), Myke Henry (18 pkt. 7 zb. 6 as., ale i niestety aż 5 str.) oraz Mike Smith (16 pkt. 5 zb. 4 as. 3 prz.).

Twarde Pierniki Toruń – Enea Abramczyk Astoria Bydgoszcz 88:92 (19:15, 28:23, 15:31, 26:23)

Twarde Pierniki: Vasa Pusica 18, Joey Brunk 17, Aaron Cel 9 (10 zb.), Sterling Gibbs 9, Bartosz Diduszko 4 - Kacper Gordon 13, Stefan Kenić 13, Wojciech Tomaszewski 5, Szymon Janczak 0, Wit Szymański 0.

Enea Abramczyk Astoria: Benjamin Simons 24, Myke Henry 18, Mike Smith 16, Paulius Petrilevicius 9, Daniel Szymkiewicz 7 - Nathan Cayo 16 (10 zb.), Aleksander Lewandowski 2, Jakub Ulczyński 0.