Po czterech meczach półfinałowych remisujemy z Muszynianką Sokołem Łańcut 2-2. Co jednak ciekawe, oba zespoły zwycięstwa odnosiły na wyjazdach. Aby więc dostać się do wielkiego finału rozgrywek musimy obronić SISU Arenę, co jeszcze w tej serii nam się nie udało. Mimo wszystko znamy już smak wygranej z „Sokołami” na własnym terenie w sezonie 2024/25.

Za nami cztery jakże pod wieloma względami różne spotkania w półfinale Bank Pekao S.A. I ligi koszykarzy. W pierwszym nie za bardzo wiedzieliśmy, jak sforsować dobrze taktycznie przygotowanych rywali i przegraliśmy game 1 dość zdecydowanie. Dzień później było i lepiej, i gorzej jednocześnie. Weszliśmy bowiem w spotkanie odpowiednio naładowani i wiedzieliśmy, że po prostu musimy to starcie wygrać. Do przerwy mecz toczył się pod nasze dyktando, ale po przerwie daliśmy przyjezdnym uwierzyć w to, że są oni w stanie wyjechać z grodu nad Brdą z dwiema wygranymi, co spowodowało, że w nerwowej końcówce to zespół trenera Kaszowskiego zachował więcej zimnej krwi i faktycznie osiągnął coś rzadko spotykanego.

Wydawać by się wtedy mogło, że sytuacja jest dramatyczna. I w pewien sposób była. Historia pokazuje bowiem, że doprowadzenie do piątego starcia, gdy przegrywa się w serii już 0-2, jest naprawdę bardzo trudne, żeby nie napisać, że jest to zazwyczaj misja z rodzaju tych niemożliwych. Jednocześnie to właśnie takie sytuacje pokazują prawdziwy charakter drużyny, niekiedy wręcz kształtują go. W tak trudnym położeniu, jak przed wyprawą do Łańcuta, nie byliśmy ani w tym, ani też w poprzednim sezonie, kiedy dwa razy (w ćwierćfinale i w półfinale) jechaliśmy na mecze 3 i 4 z bilansem 1-1 i wracaliśmy do Bydgoszczy na decydujący pojedynek, który wygrywaliśmy. Ale wynik 0-2 stawiał teraz nasz zespół totalnie pod ścianą.

My jednak od tej ściany odbiliśmy się najpierw w sobotę, nie pozwalając rywalom łatwo zakończyć serii, choć oczywistym jest, że był to cel Sokoła - zamknięcie rywalizacji już po trzech, maksymalnie czterech meczach. Nie udało się jednak ani pierwsze, ani też drugie. Bohaterem była cała nasza drużyna. Kilka słów za ostatnie dwa spotkania należałoby się w zasadzie każdemu, bo każdy dołożył od siebie albo porządną cegłę, albo cegiełkę, która jednak była bardzo cenna w kontekście doprowadzenia do stanu 2-2. Mimo wszystko w sporcie nie można za długo niczego rozpamiętywać. Tak, jak nie było sensu płakać przy 0-2, tak teraz nie ma się z czego radować przy 2-2, bo robota nie jest jeszcze wykonana, o czym zarówno w sobotę, jak i w niedzielę wspominał Grzegorz Skiba na pomeczowych konferencjach.

Kluczowe teraz jest zebranie sił i zmagazynowanie ich na środowe, a więc decydujące starcie, które wyłoni drugiego finalistę Bank Pekao S.A. I ligi w sezonie 2024/25. Choć w pierwszych dwóch starciach półfinałowej rywalizacji nie byliśmy w stanie ograć Sokoła, w sezonie zasadniczym udało nam się to w SISU Arenie po naprawdę dobrym meczu, który przebiegał w pełni pod naszą kontrolą. Świetni byli wtedy Szymon Kiwilsza i Martyce Kimbrough, ale trzeba też mieć na uwadze, że nie zagrał wówczas Biram Faye, a więc zawodnik, który jest w stanie robić swoje w tej serii. Ekipa z Łańcuta jest zresztą bardzo groźna i nieprzewidywalna. Wydawało się przecież przed tą rywalizacją, że to my jesteśmy faworytem, choćby ze względu na to, jak zacięty bój rywale toczyli w ćwierćfinale z Sensation Kotwicą Port Morski Kołobrzeg i także potrzebowali pięciu starć.

Czasu na odpoczynek było więc dla Sokoła bardzo mało, a i tak potrafił on wygrać z nami dwa razy i to w naszej hali. Nie był jednak w stanie pójść za ciosem i domknąć serii u siebie w domu, więc pytanie brzmi też, jakiego Sokoła ujrzymy w środę. Dużo zależy jednak od nas samych i od tego, na co tak naprawdę rywalom pozwolimy. W miniony weekend na zbyt wiele nie pozwoliliśmy, a sami wróciliśmy do dużo lepszej, bo poukładanej i skutecznej koszykówki. A jako iż poszło to w parze z naprawdę solidną defensywą, to okazało się to być przepisem na dwie wygrane na trudnym terenie. Co więc nie udało się Sokołowi po dwóch wygranych na początku tej serii, musi udać się nam teraz. Musimy zatem poniekąd wcielić w życie siatkarskie powiedzenie, że kto prowadząc 2-0 nie wygrywa 3-0, przegrywa 2-3.

W tym miejscu należy też wspomnieć o Was, a więc naszych kibicach. Osobom, które zdecydowały się przemierzyć setki kilometrów, by nas dopingować w miniony weekend, należą się olbrzymie słowa uznania i wielkie brawa. Nie zwątpiliście w nas, bo gdyby tak było, nie byłoby Was przecież w Łańcucie! A byliście i swoim dopingiem ponieśliście nas tak w sobotę, jak i dzień później. Teraz pozostaje już liczyć tylko na to, że w środę w SISU Arenie będzie jeszcze goręcej. A że będzie na pewno, to o tym najlepiej niech świadczy fakt, że bilety na game 5 rozeszły się jak świeżuteńkie bułeczki. Więcej, pół żartem, pół serio mówiąc, to nasi kibice wyrywali sobie paczki z mąką z rąk i już w około dwadzieścia minut było po zabawie!

Tych więc, którym udało się dorwać bilety, prosimy bardzo serdecznie: Nie szczędźcie swoich gardeł w środę! A z kolei tym, którym nie udało się upolować wejściówek na mecz, przypominamy, że czeka na Was transmisja w serwisie Emocje.TV pod adresem https://nowe.emocje.tv/ppv/enea-abramczyk-astoria-bydgoszcz---muszynianka-sokol-lancut,354394. Pierwszy podrzut piłki nastąpi o godzinie 19:00. Bądźcie z nami i razem wywalczmy ten finał!