Hala Artego Arena wypełniła się w sobotę prawie po brzegi i jako klub możemy być bardzo dumni z kibiców, którzy kolejny raz nie zawiedli i wspierali czarno-czerwonych w tak ważnym dniu. Wszystko zakończyłoby się perfekcyjnie, gdyby tylko ostateczny wynik meczu był inny. Tylko tyle i aż tyle bo ostatecznie, oprócz sukcesu organizacyjnego całego wydarzenia, liczy się przede wszystkim wynik sportowy. Tego ostatniego w sobotę niestety zabrakło, gdyż goście od początku grali w Bydgoszczy bardzo mądrą koszykówkę. Ekipie AZS AGH brakowało indywidualności i fizyczności, ale nie przeszkodziło to w narzuceniu koszykówki, która to im najbardziej odpowiadała. Proste, dwójkowe akcje w ataku, podwojenia, a czasami nawet potrojenia w obronie, doprowadziły do dezorientacji w naszych szeregach i ostatecznej przegranej.

Bydgoszczanie od startu wyglądali na nieco zdenerwowanych inauguracyjnym meczem i zaskoczeni tak dużą intensywnością w grze gości. AZS AGH już od początku nie pozwalał nam na łatwe rzuty i zazwyczaj obrońca docierał na czas z ręką do rzucającego gracza. W Enea Astorii wkradła się przez to dezorientacja i pewna nostalgia, która sprawiła, że po pierwszej kwarcie przegrywaliśmy już 11:25.

Dalej nie było lepiej. Nasz atak nieco ruszył bo goście musieli rotować składem i nie mogli grać ciągle tym samym sposobem przez 40 minut, ale sami często zasypialiśmy w obronie. Goście mieli przez to wiele otwartych pozycji do rzutu i tylko powiększali swoją przewagę pomimo faktu, że sami nie mieli dobrego dnia pod względem rzutowym (tylko 3/20 za 3, ponad połowa z tych prób nie była kontestowana). Ostatecznie do przerwy przegrywaliśmy już 35:52.

Wydawało się, że po powrocie z szatni, sytuacja znacząco się odmieni i Enea Astoria udowodni, kto jest bardziej doświadczonym i mocniejszym zespołem. Niestety, były to tylko krótkie momenty, w których powracaliśmy do gry. Trener Grzegorz Skiba nie mógł znaleźć na parkiecie ustawienia, które zdecydowanie podciągnęłoby wynik do przodu. Wszak nasza strata zazwyczaj wynosiła ponad 10 punktów i aby powrócić do walki o zwycięstwo potrzebowaliśmy wysokiego „runu”.

Taki moment zrywu jednak nie nastąpił. O dziwo, AZS AGH w bardzo bezpieczny sposób dowiózł zwycięstwo do końca. Aż dziw brał, że przyjezdni mając tak młody zespół, który jeszcze niedawno grał w większości na parkietach II ligi, a tydzień temu dostał sromotnej lekcji od STK Czarnych, bez kompleksów zagrał mądrzej do samego końca. To nie była fizyka kwantowa, ale proste akcje, na które tego dnia „Asta” niestety nie miała odpowiedzi i przegrała 76:85.

W Enea Astorii, drugi mecz z rzędu bardzo dobrze spisywał się Marcin Nowakowski, który w 35 minut miał 21 punktów z 15 rzutów i 9 asyst. Do tego Mikołaj Grod i Grzegorz Kukiełka mieli po 12 punktów i 8 zbiórek. Niestety, to tylko nieliczne osiągnięcia, którymi możemy tym razem się pochwalić bo mając taki nadmiar centymetrów pod koszem, przegraliśmy samą zbiórkę 30-39, a sam Michał Sadło (23 lata, 208 cm wzrostu i w ubiegłym sezonie Sokół Łańcut), wykręcił na nas 20 punktów i 7 zbiórek.

Następny mecz rozegramy za tydzień w Wałbrzychu z Górnikiem Trans.eu (sobota, godz. 18:30). Mamy nadzieję, że nasza drużyna wejdzie na znacznie wyższy poziom swojej dyspozycji i odniesie drugie zwycięstwo w tym sezonie.

 

Enea Astoria Bydgoszcz - AZS AGH Kraków 76:85 (11:25, 24:27, 16:14, 25:19)

Enea Astoria: Nowakowski 21, Kukiełka 12, Grod 12, Frąckiewicz 9, Śpica 5, Aleksandrowicz 4, Fatz 4, Szyttenholm 4, Kondraciuk 3, Dłuski 2, Lebiedziński 0, Barszczyk 0

AZS AGH: Sadło 20, Włodarczyk 15, Koperski 13, Borówka 13, Wasyl 8, Zych 7, Czerwonka 4, Podworski 3, Mamcarczyk 2, Kędel 0